sobota, 12 września 2015

XVII ROZDZIAŁ

Sierpień
 Czas Ligi Światowej, a potem przygotowań do Igrzysk minął praktycznie niezauważalnie. Oprócz tego, że ja wyglądam jak jedna wielka ciężarówka, a Andrzej wypadł z kadry to nic się u nas takiego nie działo. Jesteśmy już całkowicie gotowi na przyjście na świat naszych Małych Skarbów. Czy było mi szkoda Andrzeja? Oczywiście, że tak. Wiem, że bardzo się starał, ale pomimo to cieszę się, że jak urodzę to nie będę sama i On mi pomoże. Chodzę coraz bardziej poddenerwowana, a termin dopiero za 2 tygodnie. Najchętniej pojechałabym już dzisiaj szpitala i kazałabym im wszystkim zrobić coś, żebym już urodziła, ale nie można przecież mieć wszystkiego...

-Kochanie wstawaj- usłyszałam cichy szept Andrzeja.
-Jeszcze 5 minut.-  wymruczałam
-No dobrze, jak chcesz, ale za 5 minut to naleśniki będą zimne.
No i nagle poczułam, że jestem głodna.
-Naleśniki?- powiedziałam i powoli się podniosłam, bo szybciej to już nie mogę.
-Smacznego- powiedział i pocałował w policzek, a ja w odpowiedzi zrobiłam to samo.
-Kochanie, bo ja na chwilkę muszę wyjść do klubu.
-Jasne, leć - uśmiechnęłam się.
-Ale nie chce zostawiać Ciebie samej, może chcesz iść ze mną
-Andrzej, proszę Cię, nie dramatyzuj. Ciąża to nie choroba. Termin mam za dwa tygodnie. Na treningi też mnie będziesz zabierał?
-Ale...
-Nawet mnie nie denerwuj już. Idź.
-Przepraszam- powiedział i lekko pocałował w ramię i wtedy ta chwilowa złość minęła.
-Dobra, już jest okej, ale  już tak nie panikuj, proszę Cie.
-Postaram się. To idę. Za godzinę powinienem być.
-Pa.

Zjadłam do końca śniadanie. Odniosłam naczynia i poszłam się ogarnąć do łazienki. Potem poszłam do pokoju dla Dzieci. Usiadłam na fotelu i zaczęłam tak po prostu siedzieć i patrzeć na łóżeczka i inne meble i przedmioty i lekko gładzić brzuch.
Po kilkunastu minutach wstałam i poszłam na dół. W salonie poczułam skurcze.
Usiadłam na krześle. jednak nadal byłam spokojna. Kiedy odeszły mi wody, zaczęłam się denerwować. Wzięłam telefon i próbowałam dodzwonić się do Andrzeja, ale jak na złość nie miał zasięgu.
Postanowiłam sama jechać do szpitala. Wstałam i powoli ruszyłam w stronę korytarza, bo tam stała już od tygodnia przygotowana torba. Otworzyłam drzwi i wyszłam na dwór. Kiedy zamykałam na klucz usłyszałam jak ktoś podjeżdża pod dom. Odwróciłam się, ale to nie był Andrzej. Kolejny skurcz, tym razem mocniejszy. Skuliłam się, żeby jakoś go załagodzić.
-Natalia?! Co się dzieje? - usłyszałam jak przyszła Włodarczykowa krzyczy.
-To już!
-Już?! Gdzie Andrzej? Dobra, nie ważne. Chodź. Jedziemy do szpitala. Sama chciałaś jechać?
Jednak już jej nie odpowiedziałam. Skupiłam się na tym, żeby oddychać, oddychać i oddychać.
Po 15 minutach byłyśmy pod szpitalem. Ola zadzwoniła w czasie drogi, że wiezie rodzącą i przed szpitalem czekała pielęgniarka z wózkiem.
-Zadzwoń do Andrzeja- powiedziałam jeszcze do Oli i zawieziono mnie do jakiejś sali.
Położono mnie na łóżku przyszedł mój lekarz i zaczął badać. Okazało się, że jest jeszcze za wcześnie i trzeba czekać nawet kilka godzin.  Do sali wpadł zdyszany Andrzej.
-Boże, Natalia, Kochanie.
-Andrzej, nie denerwuj mnie, siedź tu i daj mi rękę.
On mnie mocno ścisnął. Siedział obok mnie. Co chwilę słyszałam, że będzie dobrze.
Potem już czułam tylko ból. Badali mnie. W ogóle nie słyszałam co oni do mnie mówili. Słyszałam tylko słowa lekarza: ZACZYNAMY.
Potem już tylko krzyk, ból i namawianie mnie do jeszcze większego wysiłku. Andrzejowi to chyba zmiażdżyłam rękę.
Chyba minęła wieczność... Kiedy w końcu usłyszałam krzyk pierwszego dziecka. Nie dane mi było się nim nacieszyć, bo jeszcze jedno nadal było w środku. Chciałam jak najszybciej mieć przy sobie moje Skarby. Nie miałam już kompletnie siły, ale dałam radę. Straciłam rachubę czas, ale w końcu upragniony dźwięk, czyli głośny płacz drugiego dziecka. Po chwili podano nam Nasze Skarby.
Patrzyły się na nas swoimi cudownymi, dużymi, ciemnymi oczami. Nie mogłam nic powiedzieć tylko się popłakałam ze szczęścia. Andrzej też uronił kilka łez. Pielęgniarki zabrali nam znowu Dzieci.
Przytuliłam się do Andrzeja.
-Kocham Cię- wyszeptałam
-Ja Ciebie też i dziękuję, że dałaś mi takie Skarby
-To nie tylko moja zasługa. Też się przyczyniłeś, ale to ostatni raz. No chyba, że Ty urodzisz następne.
-Pożyjemy, zobaczymy- powiedział i mocno przytulił.

Po chwili zostałam przetransportowana na inną salę. Potem pielęgniarka przyniosła do nas Oliwię i Antosia, żebym je nakarmiła. Dowiedziałam się, że oboje ważą po 2,6kg i mają po 50cm wzrostu. Oliwka przyszła na świat o 19:52, a Antoś o 20:02. Te Małe Skarby są cudowne. Trochę marudziły, ale potem ja wzięłam Antosia na ręce, a Andrzej Oliwcie i były grzeczne. Po kilku minutach na rękach zasnęły.  Pielęgniarka zabrała je na salę dla noworodków, a ja byłam strasznie zmęczona.
-Andrzej, idź już do domu. Odpocznij.
-Wiem, wiem, zaraz pójdę, ale nie chcę Cię zostawić samej.
-Znowu zaczynasz? Proszę Cię..- i nie dał mi dokończyć tylko zamknął mi usta pocałunkiem.
-Już Cię nie denerwuję. Przyjdę jutro. Kocham Cię
-Ja Ciebie też.

Andrzej wyszedł, a ja zasnęłam.
Rano obudziła mnie pielęgniarka, bo musiałam nakarmić dzieci. Najpierw Oliwka, a potem Antoś. Zaraz potem przyszedł mój lekarz i powiedział, że już dzisiaj możemy wracać do domu, tylko muszę poczekać na wypis. Zadzwoniłam do Andrzejka.
-Cześć Skarbie
-Witam moje Skarby- usłyszałam tylko już nie w słuchawce, a za plecami.
Dałam mu buziaka i wróciłam do dzieci, bo leżały grzecznie na łóżku i obserwowały wszystko dookoła.
-Cudowne są- szepnął mi do ucha.
-Po rodzicach. Przywiozłeś nosidełka?
-Tak, tak. Tylko  zostawiłem w samochodzie. Zaraz wracam.
Andrzej wyszedł, a ja zaczęłam przebierać przebierać Oliwkę i w między czasie obserwować Antosia

Kiedy Oliwka miała już na sobie nowe ubranka, przyszedł Andrzej. Wziął na ręce Malutką, a ja przebrałam Antosia. Patrzyłam jak Andrzej patrzy na Oliwcię. Chyba już wiem, kto będzie oczkiem w głowie tatusia.
-Dzień Dobry- wszedł ponownie lekarz.
-Dzień Dobry- odpowiedział Andrzej (ja już mu mówiłam)
-Proszę oto Pani wypis.
-Dziękuję bardzo.
-Proszę bardzo. Życzę dużo zdrowia i cierpliwości no i co, powodzenia.
-Dziękujemy.
-Do widzenia.
-Do widzenia.

Spakowałam wszystkie rzeczy i zapięłam Dzieci w nosidełkach. Andrzej się bał, ale spokojnie niedługo zacznę go wdrążać w życie przy maluchach.
Podziękowałam jeszcze pielęgniarkom i wyszliśmy ze szpitala. Andrzej niósł Dzieci, a ja torbę.
Usiadłam z tyłu z Dziećmi i ruszyliśmy w stronę domu.
-Musimy zadzwonić do rodziców.
-Spokojnie, już zadzwoniłem.
Po kilkunastu minutach byliśmy już pod domem. Zobaczyłam dwa samochody pod domem.
-Kto to?- zapytałam
-Jak zadzwoniłem do naszych rodziców, to nie szło ich namówić, żeby dzisiaj nie przyjeżdżali zobaczyć Wnuków, przepraszam, wiem, że jesteś zmęczona.
-Żartujesz? Pomogą nam trochę- uśmiechnęłam się.
Delikatnie dopięłam pasy, Andrzej wziął nosidełka, a ja moje torby.
Weszliśmy do domu, a ja od razu poczułam zapach obiadu. Od razu przywitały nas nasze mamy.
-O Boże Natalko, moja Kochana- zaczęła moja mama i mnie mocno przytuliła.
Zaraz potem mama Andrzeja.
-Jakie Kochane Małe Szkraby- powiedziała mama Andrzeja.
Jedna wzięła Oliwkę, a druga Antosia i poszliśmy do salonu, gdzie czekali już nasi ojcowie.
Nasi Rodzice zaczęli zabawiać się Bliźniakami, a my usiedliśmy na kanapie i im się przyglądaliśmy.
Pytali mnie o wszystko co działo się w szpitalu.
Mama Andrzeja powiedziała, że obiad już jest gotowy, ale ja postanowiłam najpierw nakarmić Oliwkę i Antosia, a potem uspać, bo zaczęli robić się trochę marudni.
Andrzej zabrał Antosia, a ja Oliwkę i poszliśmy na górę.
Przewinięte, nakarmione i śpiące zostawiliśmy w ich pokoju. Zostawiliśmy otwarte drzwi, żebyśmy słyszeli jakby któreś się obudziło. Musimy kupić elektroniczną nianię albo coś takiego, bo zapomnieliśmy.
Zeszliśmy na dół.
Zjedliśmy obiad i siedzieliśmy razem z rodzicami w salonie.
Usłyszałam płacz, któregoś dziecka.
-Możemy iść z Tobą?- zapytały mamy.
-Oczywiście, że tak. Przy bliźniakach każda para rąk jest potrzebna.
Kiedy przebierałam Antosia, babcie zabawiały Oliwkę, a potem się zamieniłyśmy.
Zeszliśmy na dół z Maleństwami. Dziadkowie przejęli całkowicie inicjatywę, a my mieliśmy odpoczywać.
Koło 18 po 15-minutowym wałkowaniu tego samego tematu, jakim był  CZY PORADZIMY SOBIE I CZY MOŻE KTÓRAŚ BABCIA ZOSTANIE Z NAMI. Rodzice i zarazem świeżo upieczeni dziadkowie wrócili do siebie do domów, a my zostaliśmy z naszymi Skarbami, które leżą i błyszczą swoją cudownością.
Nie chciałam kłaść ich już spać, więc położyłam Bliźniaki na naszym ogromnym łóżku i z jednej strony położyłam się ja, a z drugiej Andrzej. Leżeliśmy i tak po prostu podziwialiśmy Nasze Cuda.
-Postaraliśmy się. - powiedziałam
-No tak, wiem zdolny jestem.
-Ej jeszcze wczoraj to była moja zasługa, potem wspólna, a teraz Twoja?- udałam oburzenie.
-Dobra, dobra. Razem- powiedział i posłał buziaka w powietrzu, bo pomiędzy nami były Bliźniaki.
-A właśnie, bo Rodzice przywieźli prezenty dla Małych, tylko z tego zachwytu zapomnieli ich dać i stoją na korytarzu.
-Dobrze, dobrze, potem zobaczę.

Koło 20 Andrzej został z Małymi, a ja poszłam przygotować kąpiel i wszystko co może się przydać.
Najpierw ja wykąpałam Antosia, a Andrzej trzymał na rękach Oliwkę i ją zabawiał. Potem ja owinęłam Antosia w ręczniczek, a Andrzej kąpał Oliwkę. Strasznie panikował, że sobie nie poradzi albo boi się, że zrobi Małej krzywdę, ale poradził sobie wspaniale. Ja tylko lekko go instruowałam. Po kąpieli poszliśmy do sypialni.
-Dobra to przebierz Małego, a potem przebierzesz Małą- stwierdził
-No chyba sobie żartujesz. Ja przebieram Małego owszem, a Ty Małą.
-Ale...
-Poradzisz sobie.
Przebraliśmy ich na łóżku, więc Andrzej był koło mnie i robił to samo co ja. Poradził sobie. Niech mi spróbuje jeszcze kiedyś powiedzieć, ze czegoś nie potrafi zrobić.
Nakarmiłam Dzieci i razem ich usypialiśmy. Po 30-u minutach Bliźniaki słodko spały w swoich łóżeczkach.
-To co idziemy się kąpać?
-Razem?
-Yhyyym.
-Zapomnij, a jak się obudzą to co?
-No dobrze, to zmykaj do łazienki.

Poszłam się wykąpać, a zaraz po mnie łazienkę zajął Andrzej. Byłam tak zmęczona, że weszłam jeszcze do Dzieciaków, ale spokojnie spały, więc zostawiłam otwarte drzwi i poszłam do sypialni. Od razu położyłam się na łóżku. Czułam jak materac się ugina pod ciężarem Andrzeja.
-Zostawiłeś otwarte drzwi?- wymruczałam prawie śpiąc.
-Tak, śpij dobrze Kochanie.
-Kocham Cię
-Ja Ciebie też- powiedział i pocałował
No i zasnęłam ze świadomością, że nieraz w nocy będę musiała wstać do Dzieci.

JESTEM! WRÓCIŁAM! TROCHĘ MNIE TU NIE BYŁO... ZRESZTĄ ZNOWU...
PRZEPRASZAM.
KOMENTUJCIE! :)


czwartek, 6 sierpnia 2015

XVI ROZDZIAŁ

Wczoraj wróciliśmy znad morza.  Rano obudziłam się w świetnym humorze. Andrzej jeszcze słodko spał, więc pocałowałam go w policzek i wstałam.  Założyłam jeansy i żółtą koszulkę. Przeczesałam lekko włosy palcami i zeszłam na dół. Skoczyłam do sklepu, a potem zabrałam się za robienie omletów. Po chwili poczułam ogromne ręce na brzuchu, a na szyi gorące i mokre usta.
-Mmmm co moje Skarby robią tak wcześnie w kuchni?
-Śniadanko, dzieciaki zgłodniały- powiedziałam i odchyliłam głowę i pocałowałam go w policzek.
-Tylko tyle?
-A chcesz coś zjeść czy głodować?
-Dobrze to może ja w czymś pomogę?
-Zmiksuj truskawki.
-Skąd my mamy truskawki?
-Przybiegły.
-Dobra już o nic nie pytam. - powiedział podnosząc ręce.
Zajęłam się smażeniem drugiego omleta. 
-Kiedy jedziesz do Spały?- zapytałam stawiając przed nim talerz 
-W poniedziałek.
-Hmmm, czyli mamy jeszcze całe trzy dni dla siebie.- powiedziałam siadając mu na kolanach
-Dokładnie, a masz jakieś propozycje?
-Hmmm... Pomyślimy
-No to otwieraj buzie- powiedział i wziął widelcem kawałek omleta i skierował nim do moich ust.
Ja robiłam to samo. I tak wyszło, że jedliśmy przez pół godziny. Potem Andrzej posprzątał po śniadaniu, a ja siedziałam na szafce i mu się przyglądałam masując brzuch. Przy tym rzucając czasem jakieś komentarze co do "tatusia". 
-Kochanie Karol robi dzisiaj małą imprezę przed zgrupowaniem. Idziemy?
-Hmmm idziemy
Andrzej podszedł do mnie mocno mnie objął i pocałował. Staliśmy tak dłuższą chwilę.
-Może by kapitan Wrona tak się ubrał i nie chodził w samych bokserkach po domu?
-Eeee tam... Chyba Ci nie przeszkadza?
-Hmm... no nie wiem...
Andrzej wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
-Podziwiam Cie- powiedziałam kiedy wchodziliśmy po schodach
-Czemu?
-Dałeś no jeszcze nie do końca, ale dobra... Dałeś radę zanieść mnie no i w gratisie z dwójką dzieciaczków. No szacuneczek
-To może nagroda?
-Zastanowię się
Andrzej delikatnie położył mnie na łóżku i zaczął całować. Po chwili zdjął ze mnie koszulkę i spodnie. Całował szyję. Delikatnie nosem zsuwał ramiączko od stanika. Nagle przerwał, zaczął gładzić brzuch i patrzeć mi głęboko w oczy.
-Nie chcę Wam krzywdy.
-Kotku, nie zrobisz nam krzywdy.
Teraz to ja przejęłam inicjatywę i usiadłam na jego brzuchu. Zaczęłam całować usta, policzki, szyję, brzuch.
-A może weźmiemy małą kąpiel?
Andrzej od razu wstał. Złapał mnie tak, że nogami go oplotłam go nogami. Wtulona w niego całowałam szyję. W łazience Andrzej zatkał korkiem ujście wody i odkręcił kran nie odrywając się ode mnie.
Nasza wspólna kąpiel trwała ponad godzinę.
-O  której ta biba u Karola?- zapytałam kiedy szliśmy w ręcznikach do sypialni
-18, ale może pojedziemy trochę wcześniej to pomożemy mu coś tam jeszcze ogarnąć?
-Nie ma sprawy. To co jakoś po 16?
-Okej.

Ubrałam się i zeszłam na dół trochę posprzątać.
Zajęłam się zmywaniem.
-Pomóc Ci w czymś?- zapytał Andrzej stając za mną
-Możesz poodkurzać.
-Hmmmm.... Myślałem nad czyś w czym można się wykazać, ale dobra.
Dał buziaka i poszedł.
Potem zaczęliśmy się ogarniać.
Miałam problem z założeniem sukienki. Wkurzyłam się i założyłam spodnie ciążowe i zwykłą białą koszulkę na krótki rękaw.
Włosy związałam w koka i się pomalowałam. Założyłam jeszcze miętowe trampki.
Wyglądałam trochę jak jakaś nastolatka i jakoś tak wcale nie imprezowo, ale nic na to nie poradzę, że tak czuję się najlepiej. Zeszłam na dół, a tam już czekał na mnie Andrzej. Miał założone jeansy i koszulę i kratkę.
-Nawet nic nie mów- powiedziałam na wstępie.
-Ale czego mam nie mówić?
-Nie mogłam się wcisnąć w sukienkę, no to założyłam to.
-Ale w tym wyglądasz pięknie przecież.
-Ty lepiej- powiedziałam i go pocałowałam.
-Jedziemy?- zapytałam.
-Tak, tylko skoczymy jeszcze do sklepu, dobrze?
-Po...
-Po alko
-Tak myślałam.
Poszliśmy do samochodu.
W sklepie byliśmy jakieś 15 minut, czyli jak na nasze możliwości to mało.
Po kilku minutach byliśmy przed blokiem Karola.
Otworzył nam Karol, jakiś taki nieogarnięty i bez koszulki.
-Siemano, nie przeszkadzamy przypadkiem?
-Siemano, nie nie. Tylko miało być o 18.
-Przecież mówiłem Mośku, że przyjdziemy wcześniej, żeby Ci pomóc.
-A no tak... Dobra, wchodźcie, wchodźcie... Widzę z prowiantem. - zaśmiał się- Ja zaraz wrócę.
Poszliśmy do kuchni, a zaraz przyszła do nas Olka.
-Siemanko- przywitaliśmy się
-Hej, hej
-Co Wy robiliśmy, że tacy niemrawi?
-Przez całą noc nie spaliśmy.
-Aaaaa rozumiem- pokiwał głową Andrzej.
-Nie w tym sensie, Zboczeńcu. Po prostu nie mogłam zasnąć, a Karol siedział ze mną. I teraz spaliśmy.
-Dobra, co mamy robić?- włączyłam się do rozmowy.
-Praktycznie wszystko jest zrobione tylko jedną sałatkę dokończyć no i stół ogarnąć.
-To ja idę do Karola ogarniać stół- powiedział Andrzej i wyszedł.
Zrobiłyśmy sałatkę, a potem siedziałyśmy w kuchni i gadaliśmy o wakacjach, o ciąży, o wszystkim.
Poszłyśmy zobaczyć jak sobie radzą chłopaki, a tam wszystko już było gotowe, a oni siedzieli na kanapie i grali na play station. Usiadłyśmy obok nich i komentowaliśmy jak słabo grają.
-A może Wy zagracie?- zaproponował Karol.
-No nareszcie- powiedziałyśmy razem.
Usiadłyśmy im na kolanach, pokazali nam co i jak i już po chwili się ścigałyśmy.
Nie dane nam było dokończyć, bo przyszli goście.
Karol otworzył i chyba oni wszyscy się umówili jakoś przed budynkiem, bo wszyscy byli o równej 18. Nikt się nie spóźnił.  Chłopaki siedzieli w salonie, a my w kuchni.
Słyszałyśmy jak gadają o OJCOSTWIE.
Mariusz i Michał jako doświadczeni ojcowie mówili JAK TO JEST Karolowi, Andrzejowi i Wojtkowi. Inni (chociaż ich partnerki nie były w ciąży) też słuchali z zaciekawieniem.
Do domu wróciliśmy jakoś po północy. Od razu szybki prysznic i spać ;)

WRACAM! NIE WIEM NA JAK DŁUGO, ALE WRACAM. PO TYLU ROZDZIAŁACH PYTAM: CZY KTOŚ TO W OGÓLE CZYTA?!
CZYTASZ? ZOSTAW ŚLAD.
WYSTARCZY JAKAŚ BUŹKA I TO JUŻ DA MI KOPA DO DALSZEGO DZIAŁANIA.
:)-może być
:(- tragedia, skończ pisać!

piątek, 10 lipca 2015

XV ROZDZIAŁ

2 miesiące później...

Sezon 2014/2015 za nami. Dwa dni temu odbył się ostatni mecz. Andrzej był zmęczony tym sezonem, ale  cholernie szczęśliwy, ze udało im się wywalczyć ten brąz, chociaż jakby tak popatrzeć na niego pod światło, użyć trochę wyobraźni to spokojnie przybiera złotą barwę. Dzisiaj wyjeżdżamy na krótkie wakacje. Andrzej chciał jechać gdzieś za granicę, ale ja się bałam lecieć zwłaszcza, że to już szósty miesiąc. Andrzej zrozumiał i wspólnie wybraliśmy, że pojedziemy na kilka dni nad morze.
Wstaliśmy z samego rana (to nie należało  do najłatwiejszego  zadania, zwłaszcza, że skrzaty wczoraj mieli małą imprezkę i do domu wróciliśmy grubo po drugiej w nocy). Dobrze, że przed tą bibą postanowiłam nas spakować. Szybkie ogarnięcie, śniadanie, sprawdzenie czy wszystko mamy i o 6:30 siedzieliśmy już w samochodzie. Stwierdziliśmy, że może ja poprowadzę teraz, a potem się zamienimy, bo coś mi się wydawało, że jestem w ciut lepszym stanie niż Ptaszek. jakimś cudem obudziłam się wyspana. Podróż mijała nam mega szybko. Po 1,5h odczułam potrzebę skorzystania z toalety.
Zatrzymałam samochód przy Orlenie.
-Co jest?-  zapytał zaspany i chyba lekko zdezorientowany.
-Nic nic. Tylki muszę do toalety.  Chcesz jakąś kawę czy coś?
-Oooo kawa. Tego chyba mi trzeba. Idę z Tobą trzeba rozprostować stare, biedne kości.
-No to chodź.
-Kotek, a Ty też kawa?- zapytał kiedy byliśmy już w środku.
-Nie, ja tylko wodę jakąś.- powiedziałam i poszłam.
Skorzystałam z toalety, z rozpuszczonych włosów zrobiłam jakiegoś koka (albo coś co miało być kokiem), poprawiłam makijaż i wyszłam. Przy drzwiach czekał na mnie Andrzej.
-Eej to moje- powiedział kiedy napiłam się jego kawy.
-Też Cie kocham- powiedziałam i oddałam jego własność.
-Dobra, teraz ja prowadzę.
-A jesteś już w stanie.
-Koochanie.... Zawsze jestem w stanie- szepnął mi do ucha.
-Wiem Ptaszku, wiem- odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu.
Tym razem to ja spałam.
-Skarbie, wstawaj. Jesteśmy- usłyszałam głos Siatkarza
-Już, już.- powiedziałam i niechętnie wstałam.
Zabraliśmy swoje rzeczy i poszliśmy odebrać klucze od domku. Domek  był piękny. Niby tylko dwuosobowy, ale był spory salon, aneks kuchenny, łazienka, a na górze jedna wielka sypialnia.
-O tego mi brakowało- powiedział Andrzej rzucając się na łóżko.
-Andrzej, błagam.
-Oj no chodź, zobacz jakie wygodne
-Niee Ptaszku, mam  ciekawsze  rzeczy do robienia
-Doprawdy?- powiedział i pociągnął mnie na łóżko.
-Tak- powiedziałam i chciałam zejść, ale Andrzej przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował
-No dobra... Troszkę można tu z Tobą poleżeć.
-Wiedziałem- zaśmiał się
Po godzinie wstaliśmy i postanowiliśmy iść  na plaże. Może w maju pogoda nie jest wymarzona na wakacje, ale jest pięknie. Chodziliśmy brzegiem morza trzymając się na ręce. Kiedy już zaczęły boleć mnie nogi usiadłam na piasku, a Andrzejek zaraz za mną. Przytulił mnie mocno, a potem gładził brzuch.
-Zobacz- powiedział Andrzej wskazując na mała dziewczynkę kucającą przy brzegu.
-Ona chyba płacze- powiedziałam
-Chodź pójdziemy do niej- powiedział i wstał, a potem pomógł mi wstać.
-Cześć, czemu płaczesz?- zapytałam dziewczynkę na oko 5-letnią.
-Cześć, bo... moja mama poszła z moim braciszkiem do łazienki, a ja nie chciałam, więc zostałam tutaj- odpowiedziała chociaż było widać, że jest przestraszona.
-Nie martw się na pewno zaraz wróci. Jeśli chcesz możemy tutaj z Tobą posiedzieć i poczekać na Twoją mamę, chcesz?
-Tak- odpowiedziała i wytarła łzy.
-Jak się nazywasz?- zapytał Andrzej
-Zuzia, a Wy?
-Ja jestem Andrzej, a to moja dziewczyna Natalia
-Mój tatuś miał na imię Andrzej.
-Miał?
-Miał, bo wyjechał, a mamusia mówi, że jego już nie ma. - odpowiedziała i zapadła na chwilę cisza.
-Będziecie mieli dzidziusia?- przerwała tą ciszę mała
-Tak, nawet dwójkę- odpowiedziałam
-Zuzia! Zuzia!- usłyszeliśmy krzyk za naszymi plecami.
-Tu jestem mamusiu- odkrzyknęła mała, a jej mama przybiegła z małym chłopczykiem na rękach.
-Mówiłam Ci, żebyś nigdzie nie odchodziła i nie rozmawiała z nieznajomymi- powiedziała.
-Ale mamo to jest Andrzej i Natalia, oni będą mieli dwójkę małych dzidziusiów, wiesz?
-Przepraszam za Zuzię- zwróciła się do nas.
-Ależ nie ma Pani za co przepraszać. Mała siedziała i płakała, więc postanowiliśmy sprawdzić o co chodzi- odpowiedziałam..
-Dziękuję. My już się będziemy zbierać do widzenia.
-Do widzenia.
-Papa- pomachała nam Mała
-Kochanie? Głodna jestem.- powiedziałam do Andrzeja
-Ja też.
-To... idziemy coś zjeść?
-Jeszcze się pytasz?
Po  obiedzie poszliśmy do naszego domku trochę źle się poczułam, więc resztę dnia i wieczora spędziliśmy w domku przed telewizorem, napawając się swoją obecnością.

3 dni później...
Nasze wakacje powoli dobiegają końca. Jutro popołudniu wracamy  do domu. Nawet chyba trochę się opaliliśmy, bo był jeden dzień kiedy było tak mega gorąco (jak nie na maj) i spędziliśmy na plaży.
Rano obudziłam się, ale Andrzeja nigdzie nie było. Zobaczyłam tylko karteczkę na stole MUSIAŁEM COŚ ZAŁATWIĆ. WRÓCĘ JAK NAJSZYBCIEJ. KOCHAM. Postanowiłam, że pójdę się ogarnąć, a potem zrobię coś na śniadanie, bo pewnie jak znam Andrzeja to wyszedł bez śniadania.
Po godzinie siedziałam w salonie i jadłam kanapki. Andrzej właśnie wrócił.
-O cześć Skarbie. Nie śpisz już?- podszedł do mnie dał buziaka w policzek i zapytał.
-Cześć. No jak widać.- odparłam
-Eeej co to za kiepski humorek?
-Kiepski? Normalny.
-Oj Kochanie Kochanie- powiedział i usiadł obok mnie.
-Gdzie byłeś?
-Musiałem coś załatwić. Zostawiłem Ci kartkę na stole.
-Widziałam, ale tam żadnych szczegółów nie było.
-Kotuś to nic ważnego.  Nie martw się.
-Dobrze. Jak nie chcesz to nie mów. Jadłeś coś?
-Noo tak jakby...  nie.
-Na stole masz kanapki.
-Dziękuję. Jesteś Kochana.
-Tak wiem.- odpowiedziałam, a Andrzej poszedł po śniadanie.
-A Kotuś wieczorem wychodzimy- krzyknął
-Gdzie?
-Na kolację. - dopowiedział kiedy wchodził do salonu.
-No dobra. Ale nie muszę się jakoś wyjątkowo ubierać?
-Niee, nie musisz spokojnie.
-To dobrze.
Andrzej przyszedł, usiadł obok mnie i mocno przytulił.
-Kocham Was
-My Ciebie też.- odpowiedziałam i go pocałowałam.
I w tej chwili, poczułam dosyć mocne kopnięcie w brzuchu, a ja tylko syknęłam.
-Co jest?
-Nic. Kopią.
-Mogę?
-Jeszcze się pytasz?- powiedziałam i  przyłożyłam jego rękę do brzucha.
I  zobaczyłam, że Andrzejowi poleciała łezka, a patrząc na niego sama się wzruszyłam. Otarłam mu łzę, usiadłam na kolanach i powiedziałam:
-Nie płacz Ptaszku, bo przez Ciebie ja też zacznę ryczeć.
A On Tylko mnie przytulił. Mega mocno przytulił.
-Idziemy gdzieś?-  zapytałam
-A gdzie chcesz?
-No nie wiem... gdzieś.
-To chodź.
Po kilku minutach chodziliśmy już po Władysławowie. Kocham to miasto. Ma taki swój urok. Po kilku godzinach spacerowania poszliśmy na obiad, a potem do domku.  Była już 16.  Byliśmy trochę zmęczeni, więc położyliśmy się w salonie w bezmyślnie oglądaliśmy jakiś film cały czas się przytulając.
-Kochanie, Przepraszam, że te nasze wakacje, nie są takie jakbyś chciał.
-O czym Ty mówisz?
-No, bo przez mój strach i w ogóle siedzimy tutaj nad polskim morzem i się nudzimy zamiast leżeć na jakieś gorącej plaży w Hiszpanii.
-Kochanie, proszę Cię. Mógłbym te wakacje spędzić nawet siedząc w domu przed telewizorem, gdybyś tylko spędziła je ze mną. Nie zależy mi na gorących plażach, zależy mi na Twojej obecności.
-Kocham Cię. Mówiłam Ci to już?
-Jakoś nie...
-To kiedyś Ci powiem. - powiedziałam i zaczęłam całować Andrzeja.
Andrzej wziął mnie na ręce i przetransportował do sypialni...

-Kochanie już 19- usłyszałam głos siatkarza.
-No i?
-Zamówiłem stolik na 20.
-Dobra już się zbieram.
Wstałam i zabrałam się za szukanie ubrań. Nie wiem jakim cudem w mojej walizce znalazła się sukienka w kwiatki, ale doobra grunt, że coś znalazłam. Szybko poszłam do łazienki. Tam szybki prysznic, sukienka, makijaż i jestem gotowa.  Założyłam jeszcze marynarkę, bo już trochę się robiło zimno i zeszłam na dół. W salonie czekał Andrzej. Aż zaniemówiłam jak go zobaczyłam. Granatowe spodnie, niebieska koszula w kratę i granatowa marynarka i te jego włosy.
-No no Andrzejku jak Ty świetnie wyglądasz.
-Nie lepiej od Ciebie, Kotku.- powiedział i pocałował.
-Gotowa?
-Tak.
Wsiedliśmy do samochodu i skierowaliśmy się w nieznanym mi kierunku.
-Ptaszku, gdzie jedziemy?
-No na kolację.
-Ale gdzie?
-Oj zobaczysz.
Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Z zewnątrz wyglądała jak zwyczajna restauracja, taka których pełno gdzieś bliżej naszego domku, ale nic nie mówiłam tylko trzymając za rękę Andrzeja kroczyłam do środka. Tam od razu zostaliśmy skierowani do stolika na samym końcu sali. Kelner przyniósł nam przystawki, a potem danie główne. Cały czas rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim począwszy od naszego dzieciństwa do tego co będzie po porodzie. Jednak wraz z upływem czasu Andrzej wydawał mi się coraz bardziej spięty i zdenerwowany.
-Chodź coś Ci pokażę- powiedział nagle.
Złapał mnie za rękę i wyprowadził z budynku tyle, że innym wejściem niż weszliśmy. Przed samymi drzwiami zawiązał mi coś na oczach. Po chwili zdjął to coś.
-Po co my tu...- nie dokończyłam bo zobaczyłam morze, plażę, a na plaży serce ułożone z czerwonych róż. Gdzieś w oddali siedział sobie jakiś mężczyzna i grał na skrzypcach.
-Boże jak tu pięknie- powiedziałam i zobaczyłam jak Andrzej klęczy, wyciąga z kieszeni czerwone pudełeczko, a zza pleców czerwone róże.
-Andrzej, co Ty?
-Natalko moja. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że owinęłaś mnie sobie wokół palca i teraz możesz już robić ze mną co chcesz. Zwariowałem na Twoim punkcie. Nie mogę przeżyć kiedy wyjeżdżamy na mecze i nie widzę Cie kilka dni. Kocham Cię.  Więc czy zrobisz ze mnie najszczęśliwszego faceta pod słońcem i zostaniesz moją Żoną?
Zaczęłam płakać, rzuciłam się na Andrzeja i mocno go przytuliłam, a potem pocałowałam.
-To znaczy, że...?
-To znaczy, że tak Skarbie!- powiedziałam i teraz to on się na mnie rzucił.
-A nie. Czekaj!.- powiedział i znowu uklęknął, wsunął mi pierścionek na palec, wręczył kwiaty i mocno mocno pocałował.
Staliśmy tak przytuleni do siebie, aż nie przyszedł kelner i powiedział, żebyśmy usiedli przy stoliku, a on przyniesie tu deser. Dopiero teraz zobaczyłam, że faktycznie obok stoi stolik przykryty białym obrusem. Na środku stał wazon z różowymi  różami, a dookoła były porozsypywane czerwone róże.
-Postarałeś się Kochanie
-Wszystko miało wyjść perfekcyjnie.
-I tak jest.
Usiedliśmy i kelner przyniósł nam mój ulubiony deser, czyli ciepła szarlotka z lodami.
-Pamiętałeś.
-Zawsze.
Zjedliśmy deser rozmawiając o ślubie i weselu. Doszliśmy do wniosku, że weźmiemy ślub jak urodzą się bliźniaki, a może nawet trochę jak podrosną.  Jak to powiedział Andrzej. "Wszystkie Ciocie będą zajmowały się dziećmi, a my będziemy napawać się chwilami spokoju". W drodze powrotnej Andrzej co chwilę zapał mnie za rękę i całował ją. Co mi się cholernie podobało. Uwielbiałam jak to robi.
W domku wzięliśmy wspólną kąpiel i szczęśliwi zasnęliśmy.

środa, 24 czerwca 2015

XIV ROZDZIAŁ

-Ciocia! Wujek! Wstawajcie- usłyszeliśmy krzyk małych, złych istot.
-No przecież nie śpimy- powiedział Andrzej i odkręcił się do mnie i przytulił.
Ale dzieciom to nie wystarczyło i wskoczyły na łóżko, zaczęły skakać po nim. Milenka usiadła obok Andrzeja i zaczęła głaskać go po głowie, a on nie wiedział chyba jak na to zareagować.  
-Oj, bo Ciocia będzie zazdrosna- powiedziałam i przyciągnęłam do siebie Małą i zaczęłam ją łaskotać.
-Dobrze już dobrze- powiedziała i wstała z łóżka
-Babcia powiedziała, żebyście zeszli zaraz na śniadanie- powiedział Michaś
-Dobrze Miśku zaraz zejdziemy- powiedziałam i dzieci wyszły
Andrzej chyba liczył na poranne miłostki jednak przeszkadzało nam w tym to, że jesteśmy w domu pełnym ludzi i w każdej chwili ktoś tu może przyjść oraz to, że rozdzwonił się mój telefon.
-Tak, słucham?- powiedziałam i się zaśmiałam, bo Andrzej pocałował mnie w szyję.
-Natalia, mogę do Ciebie wpaść.  Muszę z kimś pogadać.- powiedziała Ola łamliwym głosem.
-Możesz, oczywiście, że możesz. Tylko, że my teraz jesteśmy w Warszawie, koło południa powinnam być w domu. Ale co się stało?
-Powiem Ci. Powiem. Ale to nie jest rozmowa na telefon.
-Dobrze Kochana. Zadzwonię do Ciebie jak już będziemy w domu
-Dziękuję- powiedziała i się rozłączyła.
-Co jest?- zapytał Andrzej
-Nie wiem. Dzwoniła Ola i chyba coś się stało, bo chce powiedziała, że musi z kimś porozmawiać.  Coś się musiało stać.
-Karola Ola?
-Nie, moja Ola.
-A taaa. Nie martw się na pewno chce się tylko umówić na jakieś ploteczki.
-Może. Dobra chodźmy się ogarnąć.
Po kilku minutach zeszliśmy na śniadanie. Półgodziny później siedzieliśmy już w samochodzie.
-Kochanie, dalej się martwisz o Olę?
-Co? Przepraszam zamyśliłam się- odpowiedziałam
-Pytałem czy dalej  martwisz się o Olkę, ale  chyba mam już odpowiedź.- zaśmiał się
-Andrzej, ona mi zawsze pomagała, jak miałam jakieś problemy. Na naszą parapetówkę przyszła sama, chociaż kilka dni wcześniej mówiła, ze przyjdzie ze swoim chłopakiem. Potem jak się spotykałyśmy, żeby pogadać to skutecznie odchodziła od tego tematu jak tylko mogła. A teraz...
-Ćśśśś... Nie martw się już. Gdzie macie się spotkać?
-U nas.
-To może na ten czas jak ona będzie to ja wyskoczę do Karola czy Wojtka i wy będziecie mogły sobie spokojnie porozmawiać, co?
-Nie musisz, ale zrobisz jak chcesz...- odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek.
Reszta drogi minęła nam szybko. Nie poruszaliśmy już tematu Oli. Rozmawialiśmy raczej o jakichś bzdetach. Kiedy przyjechaliśmy do domu odświeżyliśmy się (oddzielnie, żeby było szybciej) i zadzwoniłam do Olki, że może już przyjść. Andrzej zadzwonił do chłopaków i umówili się na fifę
Położyłam się w salonie i czekałam na Olkę, a Andrzej poszedł po coś jeszcze na górę.
-Kotek to ja lecę. Daj znać, jak już będę mógł wrócić do domu.- zaśmiał się
-Andrzej nie przesadzaj. Przecież wcale nie musisz wychodzić z domu.
-Wiem, ale nie chcę Wam przeszkadzać. Pa Kocie.- powiedział i dał buziaka
-Pa Skarbie.- odpowiedziałam i Andrzej wyszedł z salonu, a ja poszłam do kuchni wstawić wodę na kawę albo herbatę.
-O cześć Ola. Natalka jest w salonie. Ja już lecę. Pa- usłyszałam z korytarza i tam też się udałam.
-Cześć Słońce- przywitałam się radośnie.
-Cześć Kochana- odpowiedziała Olka, nie tak radośnie jak ja.
-Dobra chodż do kuchni. Chcesz kawę, herbatę czy cokolwiek do picia?
-Może być herbata.
-Malinowa?
-Zgadza się.
Zrobiłam dwie herbaty i położyłam na talerzyku jakieś ciasta i postawiłam to wszystko na stole.
-Dobra teraz mów co się dzieje, bo że coś się dzieje to widzę.
-Pamiętasz jak wtedy do Was na parapetówkę miałam przyjść z chłopakiem?
-No pamiętam...
-No więc, dzień wcześniej dowiedziałam się, że mnie zdradza i to kurwa ze swoją sekretarką. Wywaliłam go z domu i postanowiłam, że nie będę myślała o tym skurwysynie. Kiedy jechałam do Was postanowiłam, że będę udawała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Alkohol, muzyka i Włodarczyk obok robiły swoje. Zapomniałam o wszystkim . Z resztą Ty doskonale o tym wiesz, bo zasnęłam u Was na kanapie. Ale wracając do tematu. Postanowiłam zemścić się na Kamilu i chyba zaczęłam jakoś tak uwodzić Wojtka. Skończyło się w tym pustym pokoju u Was na górze.
-Coo?- z wrażenia zakrztusiłam się herbatą.
-Tak, dobrze słyszysz zaliczyłam szybki numerek z Włodarczykiem, zaskoczyłam samą siebie, ale to przez te wszystkie emocje i alkohol. W każdym razie na jednorazowej przygodzie się nie skończyło. Przynajmniej dwa razy w tygodniu albo ja jechałam do niego do domu, albo on przyjeżdżał do mnie.
Na początku tamtego tygodnia czułam się strasznie postanowiłam pójść do lekarza, ale czas znalazłam dopiero w piątek. I...- nie dokończyła.
-I co? Co jest? Jesteś na coś chora?
-To raczej nie jest choroba- powiedziała i wyciągnęła z torebki zdjęcie USG.
-Na prawdę?
-Tak- odpowiedziała smutno
-Gratulacje Kochana- powiedziałam i podeszłam, żeby ją przytulić
-Olcia? To dziecko Wojtka, tak?
-Tak. To drugi miesiąc, a z nim sypiam od trzech.
-Wie?
-Nie, nie odzywałam się do niego od piątku.
-Dlaczego?
-Nie wiem jak mu to powiedzieć.
I w tym momencie wpadł do domu Andrzej z... Wojtkiem.
-Boże, dziewczyno co Ty wyprawiasz, nie dajesz znaku życia już trzeci dzień wiesz jak się o Ciebie martwiłem- zaczął Wojtek i przybiegł do Oli.
-Najlepiej prosto z mostu- powiedziałam cicho do Oli.
-Chodź Kochanie, niech sobie pogadają- powiedziałam do Andrzeja i pociągnęłam go na górę do sypialni.
-Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? Jak Wojtek się dowiedział, że Olka jest u nas w domu to o się tak podjarał, że nie wiem. Nie dało mu się nic wytłumaczyć. Musiałem go tu przywieźć.- zapytał Andrzej kiedy już byliśmy na górze.
-Otóż Mój Kochany moja przyjaciółka Aleksandra i Twój przyjaciel Wojciech od trzech miesięcy regularnie ze sobą sypiają.
-Są razem? Czy to tylko czysty seks?
-Chyba na początku miał być tylko seks, ale sądząc po tym, że Olcia jest w ciąży, a Wojtuś się zamartwiał jak nie dawała znaku życia to to już na pewno nie jest tylko seks.
-No pewnie tak.. Czekaj co? Olka jest w ciąży z Włodim
-Tak
-O kurwa to się porobiło.
-Dadzą sobie radę. Ja tam się cieszę.
-Czemu?
-Olcia jest w drugim miesiącu, a ja w czwartym. Dzieciaki będą praktycznie w tym samym wieku.
A jeszcze jak się okaże, że Karolowa Ola...- nie dokończyłam, bo skapnęłam się, ze się wygadałam
-Karolowa Ola co?
-Nic nic
-Natalia. Powiedz. Tamta też w ciąży- powiedział zdziwiony
-A obiecasz, że nie powiesz Karolowi?
-To kompletnie bezsensu, ale tak, obiecuję.
-No więc, to jeszcze nic pewnego, bo Ola na razie powiedziała, ze źle się czuje i ma tam jakieś przeczucia. Jutro do niej zadzwonię i się dowiem wszystkiego.
-Jak się okaże, że jest w ciąży to będziecie mogły jakieś przedszkole założyć.
-Pomyślimy Kochanie pomyślimy. Chodź zobaczymy może już sobie wyjaśnili.
Zeszliśmy na dół, a tam jak gdyby nigdy nic na kanapie siedzieli przytuleni nasi nowi zakochańce.
-I co?- zapytał Andrzej.
-Jeszcze się pytasz. Natalia i tak Ci pewnie zdała już relację, ale skoro już chcesz usłyszeć do od nas to BĘDZIEMY RODZICAMI. BĘDĘ TATUŚKIEM. Rozumiesz?
-Gratulacje -powiedzieliśmy i przytuliliśmy ich.
Potem usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Ola wtulona w Wojtka. Ja wtulona w Andrzeja.
-No Gołąbeczki, wybraliście już imię dla tego małego czy tam tej małej.- zapytał Wojtek
-Tych małych.- odpowiedzieliśmy razem.
-Jak to?- zapytała Ola
-No normalnie. Bliźniaki.
-O kurwa no tego bym się nie spodziewał. Gratuluję- powiedział Włodi.
-To jakie imiona?
-Oliwia i Antoś- powiedziałam
-Jak słodko. Bez żadnych problemów wybraliście imiona.
-Coś Ty. - zaśmiałam się i spojrzałam na Andrzeja
-Dobra cicho Ty tam. - powiedział Andrzej.
-Bez żadnych- powiedział do Oli
Koło 15 Włodarczki (chyba mogę już tak mówić) opuścili nasz dom, a ja postanowiłam zrobić coś do jedzenia. Postawiłam na szybkie klopsy w sosie pomidorowym z ryżem. Po obiedzie Andrzej pakował naczynia do zmywarki, a ja leżałam na kanapie. Po chwili Andrzej wylądował obok mnie.
-Kotek?
-Noom, co tam?
-Może pojechalibyśmy do manufaktury na jakieś zakupy dla małych?
-Chcesz? Już?
-No, a czemu nie?
-I tak od razu wszystkiego nie kupimy. Możemy się rozejrzeć.
-Jeśli chcesz to możemy, ale potrzebuję chwilkę
-Okej, nie ma sprawy.
Pobiegłam na górę i założyłam jasne jeansy, bluzę i żółte trampki, poprawiłam makijaż i ogarnęłam trochę włosy i byłam już gotowa.
W centrum handlowym chodziliśmy chyba po wszystkich możliwych sklepach z jakimiś rzeczami dla dzieci. Andrzej był w niebie.  Podobało mu się co drugie ubranko, wszystkie maskotki, jakieś wanienki, przybory. Najchętniej kupiłby wszystko. Co chwilę słyszałam KOCHANIE ZOBACZ JAKIE SŁODKIE.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim Andrzejem?- zapytałam za którymś razem.
-Co? O czym Ty mówisz?
-Zachowujesz się jak nie Ty. Ubranka, zabawki i wszystko inne takie piękne? Nigdy tak nie reagowałeś.
-Oj tam, bo ja już jestem myślami przy tym, że za kilka miesięcy w naszym domu już nie będzie ciszy i spokoju tylko  płacz i śmiech dzieci.
-Czyżby Kapitan Wrona się bał?- zapytałam i położyłam ręce na karku Andrzeja.
-Nigdy- powiedział i pocałował.
-Chodź jeszcze łóżeczka.
-Na łóżeczka chyba mamy jeszcze czas, co?
-To chociaż zobaczymy
No i poszliśmy pooglądać łóżeczka. Ale na oglądaniu się nie skończyło, bo "Wykupią wszystkie i gdzie nasze dzieci będą spały?" Tak tak nagle tyle dzieci się narodzi, że fabryki nie będą nadążały, żeby produkować. Wybraliśmy łóżeczka, potem poduszeczki materace i takie wszystkie inne. Jeden zestaw różowy dla Oliwci, drugi niebieski dla Antosia. Po tych jakże udanych zakupach mogliśmy wracać w końcu do domu.
-No dzieciaki Tatusiek nam już wariuje. Nie wiem co się będzie działo jak już przyjdziecie na świat- zaśmiałam się i pogłaskałam brzuch.
-Ej ni wariuje... No może trochę... Ale to przecież nie moja wina- powiedział i wsiedliśmy do auta.
W domu zanieśliśmy nie stop ANDRZEJ ZANIÓSŁ, BO MI NIE WOLNO wszystkie rzeczy do tego wolnego pokoju na górze.
-Andrzej zapomnieliśmy o czymś.
-O czym?- niemal krzyknął
-O kolorze ścian.
-Kurwa. Chodź jedziemy do sklepu.
-Teraz?
-No tak.
-Ale Andrzej. Dzisiaj będziesz malował.
-Dzisiaj nie... Jutro.
-Jesteś niemożliwy Ptaszku. Jedźmy- powiedziałam zabrałam torebkę i zeszłam na dół
W sklepie długo dyskutowaliśmy na temat kolorów. Niebieski czy różowy? Poszliśmy na kompromis i postawiliśmy na niebieski i różowy. Dwie ściany takie i dwie takie.
Koło 19 byliśmy w domu. Nie ma co jak na tyle chodzenia po sklepach to chyba i tak krótko.
Andrzej zajął się kolacją, a ja źle się poczułam i położyłam na kanapie. Po 10 minutach dostarczono mi talerz kanapek i herbatę malinową.
-Przepraszam Cię Kochanie, ale chyba nie dam rady zjeść.
-Co Ci jest?
-Nie wiem, po prostu źle się czuje i nie mogłabym nic przełknąć.
-To chociaż herbatę wypij.
-Dobrze Mamo.
-Ej! Martwię się o Ciebie. Martwię się o Was.
-Wiem Kochanie.
Resztę wieczoru spędziliśmy w salonie na kanapie, a potem grzecznie poszliśmy spać. Chyba już nie mogę się doczekać, aż urodzę. Cholernie się boję, gdybym mogła to chciałabym żeby to był już dziewiąty miesiąc i zbliżał się termin porodu. Ale cóż nie zawsze mamy to co chcemy. Trzeba trochę poczekać...

Siemaneczko. Czternastkę oddaję w Wasze ręce. Czyżby rodzinki zaczynały się powiększać? Wszystko na to wskazuje :)
Przepraszam, nie umiem chyba pisać jakichkolwiek komentarzy.
                                               KOMENTARZ=MOTYWACJA

poniedziałek, 22 czerwca 2015

XIII ROZDZIAŁ

Tydzień później...
Mój sen zaburzył budzik. Miałam wrażenie, że dzwoni tak głośno, że zaraz przyjdzie sąsiad i nas opieprzy za zbyt wczesną pobudkę, ale nic bardziej mylnego Andrzej spał obok dalej jak zabity. Jak widać głośny budzik był tylko dla mnie taki głośny.. Dzisiaj wyjątkowy dzień dla moich rodziców. 25 lat temu wstąpili w związek małżeński i tak trwają do dziś i mam nadzieję, że do końca świata. Usiadłam na łóżku i patrzyłam na śpiącego na brzuchu Andrzeja. Zaczęłam się zastanawiać czy my tyle ze sobą wytrzymamy, jak będzie wyglądało nasze życie kiedy już urodzę i takie tam.
-Dobra koniec tego myślenia- powiedziałam cicho i usiadłam na tyłku Andrzeja.
-Ptaszku. Wstajemy Kochanie- powiedziałam i zaczęłam całować lekko szyję, a potem plecy.
-Chodź tu do mnie- powiedział i przeciągnął tak, że leżałam obok niego.
-Śpij- powiedział i mocno przytulił.
Próbowałam się wydostać, ale nie mogłam się ruszyć.
-Kochanie. Ty chcesz spać? No szkoda... A miałam takie plany. Dobranoc- odpowiedziałam i zamknęłam oczy.
- Plany? Jakie?- od razu się rozbudził podniósł się i patrzył na mnie.
-Teraz już żadne. Chodź spać Ptaszku. Śpiący byłeś przed chwilą.
-Ojj już nie jestem. Poowiedz. - nalegał
Podniosłam się, usiadłam na mu na kolanach, ułożyłam głowę na ramieniu i tak sobie siedziałam.
-Miło się zaczyna- mruknął mi do ucha.
-Będzie jeszcze lepiej- szepnęłam mu do ucha.
On chyba jednak to inaczej zrozumiał i złapał moją twarz w ręce i zaczął namiętnie całował.
-Andrzej? - powiedziałam przerywając pocałunek
-Tak?
-Zapomniałeś gdzie dzisiaj jedziemy?
On tylko popatrzył na mnie podejrzanie.
-Rocznica ślubu moich rodziców. Jedziemy do Warszawy.
-A no tak- powiedział i przybił sobie face palma.
-No więc nie ma czasu na czułości. Idę zrobić śniadanko, a Ty możesz uprasować sobie koszulę i mi sukienkę. - powiedziałam i wstałam z łóżka w celu odnalezienia ubrań
-Yyyy Natalia?- powiedział i  złapał mnie za rękę
-Tak?
-A może ja zrobię śniadanie, a Ty uprasujesz?
-Nie bój się Kochany ubranka nie gryzą.
-Ale ja mogę pogryźć je.
-Wrony takie groźne? Może powinnam zacząć się bać?- powiedziałam i zarzuciłam ręce na jego kark.
-Tylko jakieś wyjątkowe gatunki. To jak?
-Herbatka malinowa, jajecznica ze szczypiorem i pomidorem.- powiedziałam z uśmiechem.
-Kapitan Wrona zgłasza gotowość do powierzonego mu zadania.- powiedział "niby"  poważnie
-Grzeczny Ptaszek- powiedziałam, stanęłam na palcach i pogładziłam po głowie.
Kapitan dał mi jeszcze buziaka i poszedł na dół, a ja do pralni i tam prasowałam ubrania.
Po 20 minutach uprasowana była Andrzeja niebieska koszula na długi rękaw i ciemne spodnie, które niby nie potrzebowały prasowania, a jednak potrzebowały oraz moja szara sukienka.
-Kochanie! Gotowe!- usłyszałam krzyk z dołu.
-Już idę, Kochanie- odpowiedziałam.
Kiedy schodziłam na dół poczułam, że tam jest strasznie zimno. No tak, czyżby Andrzej coś przypalił i musiał wywietrzyć dom? Zobaczyłam w salonie, że okno balkonowe jest otwarte zamknęłam je i zobaczyłam na kanapie jego klubową bluzę, podeszłam założyłam ją i udałam się do kuchni.
-Co już przypaliłeś?- zapytałam na wejściu
-Ej nie krzycz na mnie tak już od razu. To  był wypadek przy pracy.Zapatrzyłem się i jakoś tak samo wyszło.
-Dobrze już dobrze- podeszłam i dałam buziaka, a on mnie przytulił.
-Jedzmy już- powiedział.
-Skąd masz moją bluzę?- zapytał  z uśmiechem Andrzej kiedy jedliśmy
-W salonie leżała, a że Pan Wrona zapomniał o oknie w salonie i było mi zimno. Nie gniewasz się nie?
-No coś Ty? Na Ciebie się nie da.
W odpowiedzi posłałam mu tylko buziaka.
-O której jedziemy?- zapytał chowając  naczynia do zmywarki.
-No nie wiem Msza jest zamówiona na 12, ale musimy jeszcze zajechać, żeby kupić jakieś kwiatki.
-Dobra o 9 wyjedziemy to się powinniśmy wyrobić.
-To mamy jeszcze niecałą godzinę. Zajmuję łazienkę na górze- krzyknęłam i pobiegłam na górę.
Jednak Andrzej mnie dogonił.
-A może zajmiemy ją razem?
-O nie nie Kochanie. Wtedy potrzebowalibyśmy dużo więcej czasu, a niestety nie mamy wystarczająco dużo czasu.- powiedziałam i weszłam do łazienki.
W łazience, wzięłam szybki prysznic, umyłam, wysuszyłam i wyprostowałam włosy.  Okryta ręcznikiem wyszłam z łazienki. Tam zabrałam ubrania i  znowu wróciłam do łazienki. Przy zakładaniu sukienki potrzebowałam jednak pomocy.
-Andrzej!
Nic
-Kapitanie Wrona! Potrzebuję tu Pana- krzyknęłam już trochę głośniej
Po chwili Andrzej stał już obok mnie. Odkręciłam się do niego i wskazałam na suwak.
Andrzej zapiął sukienkę i pocałował w kark. A ja co? Od razu ciarki na całym ciele. Co nie uszło jego uwadze.
-Może jednak... się... trochę... spóźnimy?- powiedział pomiędzy pocałunkami w szyję
-Nie możemy...- powiedziałam resztkami zdrowego rozsądku
-No dobrze. A długo Ci się tu jeszcze zejdzie?
-Jeszcze tylko makijaż
-Dobrze to czekam na dole.- powiedział i wyszedł.
Andrzej wyszedł, a ja zaczęłam się malować. Nie chciałam przesadzić z makijażem, więc użyłam tylko jasnego podkładu, pudru, eyelinera, tuszu, błyszczyka. Wyszedł taki delikatny makijaż. Cel został osiągnięty. Złapałam jeszcze torebkę, sprawdziłam czy wszystko mam i zeszłam na dół. Stanęłam przed lustrem w korytarzu i się przeglądałam. Jak dobrze, że ostatnio na zakupach kupiłam już troszkę większych ubrań, bo nie da się ukryć brzuszek coraz większy. Dobrze, że rodzina poinformowana o mojej ciąży.  Jakiś miesiąc temu zaprosiliśmy nasze rodziny i wtedy im powiedzieliśmy. Trochę to był szok, ale chyba się wszyscy ucieszyli... Chyba... . Teraz tylko jeszcze większy szok, bo bliźniaki, ale dadzą rade. My daliśmy to oni też.
-Pięknie wyglądamy- powiedział Andrzej stając za mną.
-Razem- dokończyłam
-Co razem?
-No razem wyglądamy pięknie, oddzielnie to już niekoniecznie.
-No widzisz teraz musimy być już razem do końca świata.- zaśmiał się
Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w kierunku Warszawy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Pamiętam jak jeszcze rozmawiałam z Andrzejem o moim dzieciństwie, o rodzeństwie, rodzicach ogólnie o rodzinie, ale potem to urwał mi się film.
Nagle poczułam jak ktoś całuje moją dłoń.
-Kochanie idziesz ze mną wybrać kwiaty?- zapytał Andrzej kiedy otworzyłam oczy
-Już jesteśmy?
-Zajechałam do kwiaciarni, bo mówiłaś, że kupimy kwiaty, ale zaraz będziemy w kościele, bo może niecały kilometr stąd jest kościół. Co to idziemy?
-Tak- powiedziałam i wyszłam z samochodu.
Kupiliśmy bukiet składający się z 25-ciu czerwonych róż  i ruszyliśmy do kościoła. Po drodze oczywiście poprawiałam makijaż, bo lekko się rozmazałam jak spałam.
Przed kościołem nikogo nie zobaczyliśmy.
-Która godzina?- zapytałam
-11:55
-Dobra chodź. Pewnie wszyscy już są w środku.

Weszliśmy i usiedliśmy było tyle ludzi, że musieliśmy stać. Przez całą mszę nie widziałam nikogo z rodziny.  Dopiero na komunii zobaczyłam rodziców i rodzeństwo. Wyszliśmy z kościoła i czekaliśmy na rodzinkę. Po chwili wszyscy podeszli do nas i witali.
-Eeej przybyło Cie troszkę- powiedział na wstępie mój braciszek.
-Tak, też za Tobą tęskniłam- powiedziałam i podeszłam do niego i przytuliłam.
-A gdzie Julka?- zapytałam
-Toczy się- powiedział Rafał jej mąż
-Mama? Tata? A co Wy tutaj robicie?- zapytał Andrzej kiedy zobaczył swoich rodziców.
-No co? Nie cieszysz się, ze nas widzisz?- zapytał Pan Wrona
-Ciesze się- powiedział i się z nimi przywitał, a zaraz potem ja.

Wsiedliśmy wszyscy do samochodów i udaliśmy się do mojego rodzinnego domu. Okazało się, że nasi rodzice ostatnio bardzo się zaprzyjaźnili. Często się spotykają i spędzają razem czas. Przywitał nas Hugo. Mój Hugo.
-Chodź tu Mendo moja. Jak ja Cię dawno nie widziałam- powiedziałam i zaczęłam się w nim bawić
W domu pomagałam mamie w nakładaniu na półmiski jedzenia. Julkę wygoniłyśmy z kuchni. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęła rodzić w kuchni przez nas. Co chwilę ktoś się mnie wypytywał o ciąże. Jak znoszę i wgl- wszystko. Andrzej gdzieś tam się kręcił z innymi facetami. Jego pewnie wypytują o moje humorki. Ale przecież ostatnio to on strzelał fochy, a nie ja to może moje hormony przeszły na niego.

Zanim zaczęliśmy jeść przypomniało nam się, że nie daliśmy prezentu rodzicom. Andrzej pobiegł po kwiaty, a Konrad po nasz wspólny prezent dla rodziców, a mianowicie wielką antyramę z naszymi zdjęciami z dzieciństwa. Łzy w oczach obojga rodziców chyba najlepiej określają czy im się spodobało.
Przy posiłku znowu zaczął się temat ciąż.
-Julcia? Wybraliście już imię? - zapytała mama Andrzeja.
-Tak. Zuzia- odpowiedziała, a ja się tylko uśmiechnęłam.
-A Wy?- zwróciła się z tym samym pytaniem do nas.
-Oliwia- powiedział Andrzej
-Antoś- powiedziałam
-Jak rozumiem nie znacie jeszcze płci?
-Znamy- odpowiedzieliśmy
-Więc?- dopytywała moja mama
-Oliwia i Antoś- odpowiedzieliśmy razem
-Jezu! Bliźniaki?- krzyknęła moja mama
-Tak!- opowiedziałam i położyłam rękę na brzuchu, a Andrzej po chwili zrobił to samo.
-Gratulacje Córciu- powiedział tata, który chyba jako pierwszy przeżył pierwszy szok i przyszedł nas przytulić.
Po chwili wszyscy podchodzili do nas i gratulowali. Nie obeszłoby się bez komentarza mojego braciszka do Andrzeja typu "Postarałeś się bracie", ale to normalne  u niego.

Jeszcze przez godzinę siedzieliśmy i rozmawialiśmy na różne tematy.
-Andrzej? Pójdziesz ze mną na spacer?
-Coś się stało?- zapytał trochę za głośno, bo wszyscy się teraz na mnie patrzyli
-Nie tylko chcę się przewietrzyć
-Dobrze. Jeśli chcesz to oczywiście.
Wyszliśmy i chodziliśmy warszawskimi uliczkami. Po godzinie spacerku wróciliśmy do domu, jednak nie weszliśmy do środka, na dworze było ciepło, więc poszliśmy do ogrodu. Tam biegały dzieci. Usiedliśmy na huśtawce i zaraz podbiegli do nas Milenka i Michałek. Zadawali nam masę różnych pytań.
-Wujku? Zrobisz mi samolota?- powiedział Michaś
-Jasne Młody- odpowiedział.
Złapał Michasia i po chwili miał prawdziwą dwumetrową karuzelę,
-A na barana mogę?- krzyknął Młody
Andrzej nie udzielił odpowiedzi tylko postawił go na ziemi i poczekał chwilę, żeby mu się nie kręciło w głowie i po chwili Andrzej biegał po ogrodzie z małym bagażem.
-Ciociu ja też chcę- powiedziała Milenka, która nadal siedziała u mnie na kolanach.
-To leć do wujka. Albo poczekaj.
-Ej Wujek! Łap następne- powiedziałam, a Oni podbiegli do nas. Chociaż trudno mówić, żeby Michaś biegł.
-To łap tego.- posadził obok mnie Michasia i zabrał Milenkę.
-Karuzela czy baran?- zapytał małą
-To i to- skubana wie co dobre.
Po 10 minutach z domu wyszła Ewelina.
-Dzieci zamęczycie nam wujka i więcej z ciocią nie przyjedzie- krzyknęła z tarasu.
-Przyjedziesz? Prawda?- zaraz oboje krzyczeli a zmianę.
-Przyjadę przyjadę- powiedział i pogładził im głowy.
-Lody- krzyknęła moja mama
-Lody?- krzyknęły dzieci i ode razu pobiegły do domu.
-A Ty? Nie masz ochoty?- zapytał Andrzejek.
-Mam, ale tu tak fajnie, że nie chce mi się iść- powiedziałam.
-Okeej. Zrozumiałem. Zaraz wracam.- zaśmiał się
-Andrzej?
-Tak?
-Kocham Cię
-Ja Ciebie też. - powiedział i przyszedł zaraz z lodami.
-Nikt o nic nie pytał?- zapytałam
-Pytał, ale odpowiedz na wszystko brzmiała: ZACHCIANKI
-Ej. Nie mam zachcianek
-Nie? A może ogórka Ci przynieść?
-Chcesz sobie trochę pobyć w ciąży?
-Nie, nie
-No to siedź cicho
Zjedliśmy lody, a pudełeczka odstawiliśmy na mały stolik. Położyłam się (no prawie położyłam), tak, że głowę miałam na kolanach Andrzeja, a nogi na ziemi. Andrzej jedną ręką gładził mnie po głowie, a drugą trzymał na brzuchu.
-Dzieci biegną- zauważył Andrzej
-Przyzwyczajaj się- zaśmiałam się
Ku naszemu zdziwieniu dzieci nie chciały już robić z Mojego Andrzejka ich prywatnego Murzynka, tylko chcieli się razem z nami pohuśtać. Usiedliśmy tak, że dzieciaki siedziały pomiędzy nami.
Niestety niedługo nacieszyliśmy się ich obecnością, bo po chwili poszli pobawić się w piaskownicy.
-Myślisz, że nasze dzieci tez będą miały tyle energii?- zapytał
-Biorąc pod uwagę to, że wszystkie dzieci mają dużo energii oraz to, że Ty jesteś ich ojcem to tak będą miały dużo dużo mega dużo energii.
-Ej przecież ja spokojny chłopak jestem.
-No oczywiście, jakbym mogła sądzić inaczej?
-No i tak ma być.
Na moment zapadła cisza. Na moment dosłownie, bo Andrzej zaczął mnie lekko miziać po żebrach, potem to lekkie mizianie przeszło w łaskotanie.
-Eej! Zostaw!- powiedziałam i wstałam
-Przecież nic Ci nie robię.- tłumaczył się i również wstał.
Zaczęłam powoli się cofać, jednak Andrzej robił to samo.
-Nawet. Się. Nie. Waż. - ostrzegłam
-Przecież nic Ci nie robię- powtórzył
-Nic?
-Nic.
-To czemu idziesz za mną?
-Bo dopiero zamierzam coś Ci zrobić- powiedział wziął mnie na ręce.
-Jak chcesz komuś zrobić karuzelę to dzieci są tam powiedziałam i wskazałam na piaskownicę.
-O karuzela. Dobry pomysł.
-Co nie. Błagam nieeeeee- krzyczałam, ale już było za późno.
-Proszę zostaw mnie. Jutro na zrobię śniadanie- krzyknęłam - pomogło.
Stałam na własnych nogach.
-A co?
-Nic.
-Nic? No to masz- powiedział i zaczął łaskotać. Zgięłam się wpół, żeby jakoś mu przeszkodzić, ale to nic nie dało.
Nagle przebiegł Hugo i zaczął ciągnąć Andrzeja za nogawki.
-Grzeczny Piesek- zaśmiałam się.
-Dobrze tym razem daję Ci wolność, ale policzymy się w domu. Tam nie będzie miał kto Cię uratować.
-Grozisz?
-Ostrzegam- powiedział i pocałował w usta.
-Wiedziałem, że tak to się skończy. To jest fuuuu. Oni się liżą- usłyszeliśmy Michasia, przerwaliśmy pocałunek i spojrzeliśmy na taras, skąd dochodził głos.Dopiero teraz zobaczyłam, że wszyscy stoją i się na nas patrzą.
-Mam rozumieć, że wszyscy tu staliście i nikt nie raczył mi pomóc?
-Przecież Hugo Ci pomógł. Jak usłyszał Twój coraz to głośniejszy krzyk to niestety nie dał się utrzymać dłużej.
-Dobra chodźcie do środka.
Weszliśmy i rozmawialiśmy wszyscy razem przy stole.
-To co ja idę rozpalać już grilla, co?- zapytał tata
-Grilla?
-A tak, jak Was nie było to postanowiliśmy zrobić grilla, ładna pogoda jest, ciepło, a na grilla coś się znajdzie, więc czemu nie?
-No dobra, jak chcecie.
Andrzej poszedł razem z facetami rozpalać grilla. Już ja widzę to zbiorowe rozpalanie. Będzie jak zwykle. Jeden robi pięciu patrzy. Ja zaś poszłam do kuchni z resztą kobiet. Tam pomagałam w przygotowywaniu wszystkiego. Okazało się, że w lodówce jest sporo CZEGOŚ NA GRILLA. Nawet skrzydełka się znalazły. Coś mi się wydaje, że to było już wcześniej zaplanowanie, ale okeej. Po godzinie mięso się piekło, a my rozstawialiśmy meble ogrodowe. Andrzej stał przy grillu. Podeszłam do niego od tyłu.
-Co tam robisz, kochanie?
-Żarełko, a Ty co tam robiłaś? - odwrócił się do mnie i przytulił.
-Żarełko, ale w sumie to plotki, ploteczki, plotunie. Już wiem kto z kim i dlaczego- zaśmiałam się.
-No to ciekawie przynajmniej. Ja to się dowiedziałem, że niegrzeczna byłaś mała.
-Ja? Niegrzeczna?
-No tak, a kto bił STARSZE rodzeństwo?
-Ejj mam pogadać sobie z Twoja mamą o Twoim dzieciństwie?
-Dobra, dobra już pożartować nie można.
-Kotek?
-Tak?
-Spalisz nam żarełko- powiedziałam spokojnie
-Cholera. - powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
-Ejj! Ty oszustko.
-Jak oszustko? No już dobre jest przecież.
-A wiesz, że chyba tak?
-Wiem wiem.
Resztę wieczoru spędziliśmy na dole. Siedziałam na huśtawce wtulona w Andrzeja.
-A może zostaniecie u nas do jutra?- zaproponowała mama
-Nie, nie chcemy robić problemu- powiedział Andrzej.
-Może jednak? Już się i ta ciemno zrobiło, a po ciemku to niebezpiecznie przecież.
-Mamoooo, daj spokój- powiedziałam
-No co mama prawdę mówi.  Przecież Twój pokój stoi pusty.
-Co myślisz?- zapytałam Andrzeja
-No nie wiem, mam jutro siłownię o 11, ale jak zadzwonię to może uda mi się namówić trenera, żeby odpuścił mi jutro- odpowiedział z uśmiechem.
-To zadzwoń do niego i zobaczymy co powie
-Ok. Idę zadzwonić.
-A Ty ciociu nie dzwonisz do trenera? - zapytała Milenka
-Ja trenera nie mam. Ja mam szefa, ale już nie muszę dzwonić, żeby załatwić wolne- powiedziałam
-Zwolnili Cię?- zapytał Konrad
-Nie, tylko jak byłam u lekarza to powiedział, ze wyniki nie są idealne i że może lepiej, gdybym sobie odpuściła już pracę. No i takim o to sposobem siedzę w domu do samego porodu no i  trooche dłużej.
-Będziesz obiadki Andrzejowi gotowała przynajmniej
-Dobra, chciałem zwolnienie z jednego treningu, a mam cały dzień wolny.
-Brawo Ty- powiedziałam i ponownie się wtuliłam w Andrzeja

Było już po 22, a my dalej siedzieliśmy przy grillu, który już się nie palił, ale to szczegół. Milenka zasnęła Andrzejowi na kolanach, a mi Michaś.
-Może my zaniesiemy dzieciaki do ich pokoju, co?- zaproponowałam
-Nie no co Ty Michał jest za ciężki.Nie możesz się przemęczać. Ja go zaniosę. - powiedział Konrad i  delikatnie zabrał ode mnie chłopca wyciągnął  ręce do Andrzeja w celu zabrania od niego Milenki
-Spokojnie, ja w ciąży nie jestem to poradzę sobie.- zaśmiał się
-No dobra- odpowiedział mu tym samym Konrad
-Ja to już chyba padam- powiedziała Julka
Julka z Rafałem poszli do swojego pokoju, a ja poszłam do mojego po jakąś bluzę.
Kiedy wróciłam mama już zbierała naczynia.
-A gdzie rodzice Andrzeja?- zapytałam
-W sensie Twoi Teściowie? - zaśmiała się Ewelina
-No tak- odpowiedziałam niepewnie
-Pojechali już do domu
Właśnie wnosiłam talerzyki do domu kiedy z góry schodził Andrzej.
-Zadanie wykonane. Dzieciaki śpią- powiedział dumny
-Brawo Ty
-Daj to, Ty niegrzeczna Ty- powiedział i zabrał mi talerzyki i zaniósł do kuchni.
I tak tez było ze wszystkim co przynosiłam do domu. Łapał w połowie drogi i zabierał. Zabierał niby, żebym się nie przemęczała, ale to ja wychodziłam na dwór, gdzie było zimno, a on sobie chodził w cieplutkim domciu.
Po sprzątaniu powiedziałam tylko rodzicom i poszłam na górę, Andrzej rozmawiał z tatą w salonie. Nie chciałam im przeszkadzać i poszłam wziąć prysznic. Na Andrzeja wpadłam jak wychodziłam z łazienki.
-Wiesz, Kochanie, Twój tata ma bardzo dobre nalewki- powiedział
-Piłeś?
-Tylko kieliszek jakiejś czerwonej albo różowej
-Idź pod prysznic i mnie nie denerwuj
Poszłam do pokoju i pościeliłam nam łóżko. Położyłam się i nie zdążyłam zasnąć, bo do pokoju.
-Kochanie> Jesteś zła?
-Nie
-Przecież widzę.
-Chodź spać
-Wiesz, że nieładnie tak odmawiać przyszłemu teściowi, nie?
-Dobra cicho już. Grunt, że nie śmierdzisz alkoholem.
-Też Cie kocham
Nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy wtuleni w siebie.

Dzień dobry! Oddaję trzynastkę w Wasze ręce. Komentujcie. Pochwała, a jeszcze krytyka to już w ogóle mile widziane. Nic tak nie motywuje jak komentowanie. Do następnego :* 

środa, 17 czerwca 2015

XII ROZDZIAŁ

-Andrzej... My...- jakoś nie mogłam znaleźć słów i po prostu podałam mu zdjęcie z USG.
-Natalia, ja nic z tego nie rozumiem.
-Będziemy podwójnymi rodzicami...- wydusiłam z siebie w końcu.
-... chłopiec i dziewczynka.- dodałam.
-Boże, na prawdę? - powiedział podszedł i mega mocno przytulił.
-Nie płacz. Poradzimy sobie.
-Kochanie jest jeszcze jedna sprawa, bo ciąża jest zagrożona- powiedziałam i znowu się rozpłakałam
-Zagrożona?- zapytał lekko poddenerwowany
-Tak, tzn. tak nie do końca. Dzieci się rozwijają dobrze tylko moje wyniki nie są takie jakie powinny być. Nie mogę już pracować.
-Kochanie, może to wszystko przez tą przeprowadzkę, stresy i w ogóle, teraz jak nie będziesz chodziła już do pracy to wszystko się ułoży. Będę dbał o Was. Pamiętaj.
-Pamiętam.
Andrzej mnie pocałował i wyszliśmy z przychodni. Postanowiliśmy jechać jeszcze na zakupy.
-Natalia?- zapytał i lekko szturchnął w ramię
-Tak?-  odpowiedziałam i zorientowałam się, że nie siedzi obok mnie tylko stoi obok drzwi pasażera.
-Dobrze się czujesz? Jesteśmy już na miejscu. Mówię do Ciebie, a Ty nie reagujesz.
-Przepraszam Kochanie, po prostu się zamyśliłam... dosyć mocno się zamyśliłam.
-Chodź tu. Zamienimy się- powiedział i podał mi rękę, żebym wstała. Andrzej usiadł na moim miejscu i posadził mnie sobie na kolanach. Zamknął drzwi i powiedział.
-Kocie, nie możesz się tak zamartwiać. Poradzimy sobie.
-Ptaszku proszę Cię jak ja się dowiedziałam o jednym to byłam przerażona, a teraz dwójka? Przecież ja się nie znam na opiece nad dziećmi. O dzieciach wiem tyle co czasem braciszek podrzucił mi  dzieci jak chcieli gdzieś się wyrwać. A tu nagle dwójka? Boję się, Andrzej. Cholernie się boję.
-Kochanie ja też nie miałem z dziećmi dłuższego kontaktu, no chyba, że liczy się czasem pól dnia ze Staśkiem, ale zobaczysz poradzimy sobie. Zawsze możemy zadzwonić po dziadków- zaśmiał się
-Masz rację- powiedziałam i pocałowałam.
-Widzicie? Na świat przyjdziecie za 5 miesięcy, a mamusia i tatuś już się o Was martwią- powiedział i pocałował brzuszek
Wyszliśmy z samochodu i weszliśmy do sklepu. W sklepie poczułam chęć na coś słodkiego. Nie patrzyłam gdzie jest Andrzej tylko poszłam po potrzebne składniki, bo postanowiłam, że zrobię ciasto.
-Zachcianki?
-Tak, nic nie mów i o nic nie pytaj, błagam.
-Dobrze doobrze- podniósł ręce w geście obrony.
Chodziłam pomiędzy pólkami i co chwilę widziałam coś na co miałabym ochotę, ale nie chciałam przesadzić, więc powiedziałam, że mam już wszystko. Zapłaciliśmy i udaliśmy się do auta.
-Ja wcale nie mam zachcianek- powiedział cicho w samochodzie.
-Eeeej to nie moja wina.
-No przecież nic nie mówię
-Jedźmy już.
W domu kiedy Andrzej rozpakowywał zakupy, weszłam do kuchni i przyczepiłam zdjęcie USG na lodówkę. Stałam przez chwilę i przyglądałam się. Andrzej skończył rozpakowywać zakupy, stanął za mną i mocno przytulił.
-Poradzimy sobie Kocie- powiedział i położył ręce na brzuchu.
-We dwójkę na pewno- stanęłam do niego przodem i mocno przytuliłam.
Zabraliśmy się za przygotowanie obiadu. Kiedy zapiekanka się piekła ja zabrałam się za pieczenie ciasta, a Andrzeja poprosiłam, żeby wyszedł z kuchni, bo jak on będzie stał obok i się przyglądał to na pewno się nie uda. Jednak tak jak myślałam długo nie wytrzymał i już po kilku minutach stał obok mnie.
-Andrzej! No proszę Cie! Nie będzie ciasta.
-Ale ja chce Ci tylko pomóc- powiedział, stanął za mną przytulił i pocałował w szyję.
-Pomóc czy przeszkodzić?
-Pomóc- szepnął seksownym głosem.
-No to obierz jabłka. Tylko nie zrób sobie krzywdy- odkręciłam się i 'pogroziłam' mu placem.
-Dobrze dooobbrze.
Zaczęłam ugniatać ciasto, lecz pomyślałam, ze czemu ja mam sie męczyć z ciastem jak równie dobrze może zrobić to Andrzej tymi swoimi wielkimi rękami.
-Kochaniee? Mógłbyś?
-Jeeeny myślałem, że nigdy się już nie zapytasz- powiedział jakiś takie podekscytowany (?)
-Spokojne Ptaszku to tylko wyrabianie ciasta
-Tylko? Jak się spierdzieli to to z ciasta nici.
-Dobrze dobrze. Pracuj tymi łapkami.
Włączyłam radio i zajęłam się jabłkami, których Andrzej nie skończył obierać. Po chwili już ciasto było gotowe do pieczenia. W tym momencie cieszyłam się z ogromnej kuchni, w której były dwa piekarniki. W jednym piekła się zapiekanka, a w drugiej ciasto. Posprzątaliśmy trochę w kuchni i nasz obiad był już gotowy. Po obiedzie poszliśmy do salonu wtuleni w siebie oglądaliśmy jakieś dziwne seriale.
-Kotek? - zaczął Andrzej
-Tak?
-Czujesz?
-Co?
-Spalenizna jakaś.
-O kurwa.
Zerwałam się i szybko pobiegłam do kuchni. Tam zobaczyłam, że ciasto jest już gotowe, ale się nie spaliło. Zobaczyłam, że Andrzej dalej siedzi na kanapie i się śmieje.
-O Ptaszku chcesz się tak bawić?- powiedziałam cicho.
-Andrzej! Andrzej! Chodź tu szybko!- krzyknęłam i oparłam się o blat.
-Kurwa Co  Ci się stało?- podbiegł szybko do mnie
-Słabo mi- wydusiłam
On szybko mi podał szklankę wody. Napiłam się jej  i już nie mogłam wytrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Chodź zaniosę Cię na balkon.
-Do salonu, tam się położę i mi przejdzie.
Andrzej spełnił moją prośbę. Kiedy kładł mnie na kanapę przychylił się i ja wtedy złapałam go za kark, oplotłam nogami biodra i przygryzłam ucho.
-Eej!
-No co?
-Oszukałaś mnie?!- bardziej stwierdził niż zapytał.
-Niee no co Ty?!- prychnęłam z uśmiechem
-O Ty mała moja oszustko- powiedział i rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.
-Eeej Ty też mnie oszukałeś.
-Ja? Kiedy? No Kotek. Nie mógłbym.
-Taaa jasne. A ta 'spalenizna'?
-Oj tam ooj tam- powiedział i zaczął mnie całować.
Jego ręce były wszędzie. Kiedy ściągałam jego koszulkę rozległ się dzwonek do drzwi.
-Noosz kurwa- jęknął
-Ptaszku idź otworzysz?
-Otworze Kotek, ale zaraz wrócę i dokończymy.
Po chwili usłyszałam jak wita się z kimś. Poszłam zobaczyć kto nas odwiedził.
-Ooo Cześć- powiedziałam i podeszłam do Oli i Karola, żeby przywitać się buziakiem.
-Cześć Nacia- odpowiedzieli razem
Spojrzałam tylko na Andrzeja a on na mnie, bo ostatnio  go opieprzałam jak mówił do mnie NATALKA, a ja wprost tego nienawidzę.
-Co jest?!- zapytał Karol
-Nic nic.  Chodźcie. Macie szczęście, bo upiekłam ciasto.
-Ciastooo?- powiedział jak zahipnotyzowany Karol
-Tak ciasto ciasto. Od kiedy w NATALCE siedzi nasz Skarb, a właściwie to Skarby to zawsze coś dobrego w domku jest.- specjalnie zaakcentował NATALCE, żeby sprawdzić czy się zdenerwuję.
-A no tak... Czekajcie czekajcie. Skarby? Że liczba mnoga?- zapytała Ola
-Dokładnie- odpowiedzieliśmy oboje.
-No to w takim razie podwójne gratulacje Słodziaki- krzyknął Karol i podeszli do nas i zrobiliśmy mega przytulasa.
-Siadajcie, a ja pójdę ukroić ciasta.
-Pomogę Ci- zaoferowała się Ola
W kuchni miło nam się rozmawiało, nagle zobaczyłam jak dziewczyna długo się przygląda zdjęciu USG.
-Ola? Coś nie tak?
-Wszystko dobrze.
-Na pewno?
-Tak... Nie
-Co jest?
-No, bo ja chyba też...
-Jesteś w ciąży?
-Nie wiem, dzisiaj rano miałam mdłości, okres mi się spóźnia i jakieś takie dziwne przeczucia mam.
-Jak rozumiem nie robiłaś testu?
-Jeszcze nie
-Chcesz tego dziecka?
-Natalia, ja nie wiem nie myślałam o tym. Nie wiem czy Karol chce.
-Eej nie martw się na zapas. Ja też nie chciałam zostać już teraz matką, a tu patrz bliźniaki w zestawie dostaliśmy. No uśmiech i nie martw się już.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że potrafisz sprowadzić mnie na ziemię.
-Nie ma za co Kochana, w sumie jeszcze kilka miesięcy temu nie powiedziałabym Ci tego, ale chyba ta ciąża mnie zmieniła.
Blondynka przytuliła mnie, zabrałyśmy pokrojone ciasto, kawę i herbatę i poszłyśmy do chłopaków.
-Co tak długo, Natalko?- zapytał Andrzej.
On to robi specjalnie, wie, że nie lubię jak ktoś tak się do mnie zwraca i to perfidnie wykorzystuje. Cwaniak.
-Trzeba było przyjść i nam pomóc Andrzejku
Rozmawialiśmy o wszystkim, no oprócz ciąży Olki, ale nawet nie ma pewności, że ona istnieje.
-Wybraliście imię, a raczej imiona?- zapytał Karol
-Nie- odpowiedzieliśmy zgodnie
-Eeee tam na pewno coś tam już myśleliście.
-Nooo dobra to będzie dziewczynka- Zuzia, a chłopczyk- Antoś.- odpowiedziałam
-Co? Czemu?- zapytał Andrzej
-Co? Co czemu??
-No dlaczego akurat Zuzia i Antoś
-No, a czemu nie?
-No, bo ja chce Oliwię i Filipa.
-Ja noszę. Ja urodzę. Ja mam pierwszeństwo co do wyboru imion.
-Czyli ja nie mam nic do gadania?
-Yyyy nie
-Pff foch..
-Dobra doobra- odpowiedziałam i zajęłam się dalszą rozmową z Olką i Karolem.
Koło 20 stwierdzili, że muszą się już zbierać, a Andrzej nadal siedział obrażony  na mnie.
-Zrób coś z nim, bo widać, że na serio strzelił focha- powiedział Karol na ucho  kiedy szliśmy do drzwi
-Spokojnie, jakoś sobie poradzę
-W to nie wątpię- odpowiedział i puścił mi oczko.
-No to cześć
-Cześć cześć- odpowiedzieliśmy i Kłosiki opuścili nasz dom, a ja zamknęłam drzwi na klucz.
Bez słowa poszłam do salonu i zaczęłam zbierać brudne naczynia. Andrzej nawet też zabrał szklanki i ruszył z nimi do kuchni. Nie odzywałam się. Wiedziałam, że on odezwie się pierwszy.
Kiedy już włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki poszłam do salonu, Andrzeja tam nie było. Nie zamierzałam go szukać. Oglądałam jakiś durny serial, kiedy przyszedł Szanowny Pan i  stanął tym samym zasłaniając mi telewizor.
-Możesz odejść? Oglądam, a Ty mi przeszkadzasz.
-Eeej no co jest? Co Ty taka obrażona?
-Ja obrażona? Przecież to Ty strzeliłeś focha.
-Ojj to było tak na niby.
-Przez kilka godzin? No spoko. Możesz przejść?
-Mogę.
Podszedł do kanapy i usiadł obok mnie. Po chwili wciągnął mnie na swoje kolana.
-Andrzej,  nie mam ochoty- powiedziałam kiedy zaczął całować moja szyję
-Ale ja chcę porozmawiać.
-To rozmawiajmy.
Założyłam ręce na klatkę piersiową i patrzyłam na niego.
-Więc...?- niecierpliwiłam się
-Więc przemyślałem sobie wszystko i może pójdziemy na mały kompromis?
-Jaki kompromis?
-No, że ja wybiorę imię dla dziewczynki, a Ty dla chłopca, albo ja dla chłopca, a Ty dla dziewczynki.
-Zgoda, to ja wybieram dla chłopca, więc będzie Antoś, a dziewczynka?
-Oliwia, no przecież.
-Zgoda- powiedziałam i wystawiłam rękę do niego.
-Zgoda- powiedział, podał mi rękę i pociągnął na siebie. Po chwili leżeliśmy na kanapie wtuleni w siebie.
-Może pójdziemy spać?- zaproponował
-Więc chodźmy- powiedziałam i wstałam i chciałam już iść, ale straciłam grunt pod nogami.
-Eeej!
-No co? Muszę Ci jakoś wynagrodzić tego focha
-A kto się za nas wykąpie?- powiedziałam kiedy staliśmy już pod drzwiami do sypialni
-Okeej. Idziemy się kąpać.
Więc zostałam przetransportowana do łazienki. Nasz kąpiel trwała pewnie jakąs godzinę i to była bardzo miła kąpiel.
-Eeej no, a gdzie moja piżamka?
-Dla mnie możesz iść bez.
-Pfff zapomnij Ptaszku- powiedziałam, okryłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
Tam się przebrałam w piżamkę. Kiedy zakładałam koszulkę wszedł do sypialni Andrzej
-Piękna jesteś, wiesz?
-Taa wiem wiem. Piękna ciężarówka- powiedziałam i rozmasowałam brzuch.
-Moja ciężarówka- powiedział, uklęknął i zaczął gadać do brzucha.
-Oliwcia! Antoś! Słyszycie?! Tatuś mówi! Bądźcie tam grzeczni, a najlepiej to nie róbcie tak, żeby mamusia się złościła na tatusia, dobrze? Tatuś Was Kocha. Niedługo tu do nas przyjdziecie. Zobaczycie jak tu u nas fajnie.- powiedział, a ja się wzruszyłam.
-Kocham Cię! Będziesz idealnym tatusiem!
-Ja Ciebie też kocham! A Ty będziesz idealną mamusią.
Pocałowałam go i mocno przytuliłam. Położyliśmy się i wtuleni w siebie zasnęliśmy.

Siemanko! Witam Was po długiej nieobecności (znowu). Mam nadzieję, że będę dodawała rozdziały w miarę regularnie, bo szkoła już całkiem niedługo się kończy, więc czasu będzie coraz więcej.  Co do rozdziału to mam wrażenie, że jestem chyba zbyt przewidywalna. Może czas to zmienić i czymś Was zaskoczyć? Do następnego ;) 

poniedziałek, 25 maja 2015

XI ROZDZIAŁ

Środa
-Kochanie, wstawaj- usłyszałam jak Andrzej szepcze mi do ucha.
-Jeszcze 5 minut- odpowiedziałam i przekręciłam się na drugi bok.
Jednak nie dane było mi zasnąć, bo poczułam Jego usta na mojej szyi.
-Mmmm... Dobra wygrałeś.- odkręciłam się w stronę Andrzeja i pocałowałam go.
Miły początek dnia przerwał nam mój telefon. Nie patrząc nawet kto dzwoni odebrałam.
-Tak, Słucham?
-Dzień Dobry Pani Natalio.
-Dzień Dobry Panie Prezesie, coś się stało?
-Nic takiego. Dzwonię, żeby Pani powiedzieć, żeby dzisiaj Pani przyszła na 10,  bo mamy mała awarię i nie ma sensu, żeby była Pani wcześniej.
-Dobrze, dziękuje za informację
-Do widzenia.
-Do widzenia.- odpowiedziałam i rozłączyłam się.
-Stało się coś?- zapytał Andrzej
-Jakaś tam awaria i mam dwie godziny ekstra na spanie. Dobranoc
-Na spanie?
-No tak
-Eej to niesprawiedliwe, bo ja za godzinę mam trening.
-Ojeej to niesprawiedliwe niedługo zamienię się w ciężarówkę, nie będę miała na nic siły.  Będę cały czas jadła. A mówiąc o jedzeniu to mam ochotę na jakieś mega słodkie ciasto. O czym ja to mówiłam?
-Że cholernie mnie kochasz i Naszą Małą Fasolkę też.-zaśmiał się
-Masz rację KOCHAM WAS! - odpowiedziałam i pogłaskałam brzuch.
-Chodź Skarbie- odpowiedział i pociągnął ze sobą na łóżko.
-A Ty się nie śpieszysz?
-Nie, jest dopiero 7, czyli mamy jeszcze 2 godziny.
Leżeliśmy i się przytulaliśmy. Nawet nie wiem ile czasu, ale chyba długo.
-Kurwa spóźnię się.- powiedział i zerwał się z łóżka
-Nie spóźnisz. Idź pod prysznic, a ja zrobię śniadanie.
-Dziękuję- powiedział i złożył pocałunek na moich ustach, który chyba przeradzał się w coś innego.
-Ptaszku.
-Już idę. Napisze tylko sms-a do Karolka, żeby wpadł po mnie.
-Nie jedziesz swoim?
-Nie, bo jak się spóźnię to będzie opierdol, a samemu biegać kółeczka to nic fajnego.
-Wiesz co? Jest to jakaś logika. Dobra idę zrobić śniadanie.
Założyłam Andrzejową bluzę i poszłam do kuchni. Nie wiedziałam co zrobić na śniadanie.
Wstawiłam wodę na kawę i zabrałam się za przygotowywanie tostów. W lodówce stał słoik z ogórkami kwaszonymi.
-Czy ten facet czyta mi w myślach- powiedziałam cicho i wzięłam się za ogórki.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
-O cześć, co tak szybko? Andrzej jeszcze w proszku
-Cześć, miałem do załatwienia coś w pobliżu.  Co on taki nie ogarnięty dzisiaj.- powiedział i przywitał się buziakiem w policzek.
-A kiedy on jest ogarnięty?
-Nooo... dobra nie było pytania.
-Jestem za. Cholera śniadanie!- krzyknęłam i pobiegłam do kuchni.
-Uff... Żyją. Jadłeś śniadanie?
-W sumie to nie
-No to siadaj.
Przygotowałam i postawiłam przed nim talerz i zaczęłam przygotowywać dla Andrzeja.
-Już jesteś?
-No tak, a Ty co? Za długo się spało?
-Nie koniecznie spało...
-Ejj- oburzyłam się ze śmiechem
-No dobra nic nie mówię.
-Siadaj i jedz, bo będą karne kółeczka.
-Dobrze już dobrze.
Zaczęliśmy jeść, a ja znowu nabrałam ochoty na ogórki, więc jadłam tosta, zagryzałam ogórkiem i popijałam kawą.
-Yyyy Kochanie? Dobrze się czujesz?
-Wyjątkowo tak, a co?
-No nic tylko rano tort, a teraz ogórki?
-No co w moim stanie mogę, o kurwa.- wymsknęło mi się kiedy się zorientowałam, że wygadałam się
-Czekaj, czekaj. Jak to w Twoim stanie? W ciąży jesteś?-zapytał Karol
- Dobra Ola wie, Ty też w sumie możesz.
-Jak to Ola wie?- to już powiedzieli razem.
-No tak wyszło, że jak wtedy Ola u nas była to zostawiłam test w łazience no i ona o zobaczyła i tyle.
-To dlaczego ja dowiaduję się o tym dopiero teraz?
-Miałeś się dowiedzieć razem ze wszystkimi.
-Czyli?
-Czyli, na imprezie, która odbędzie się... jeszcze nie wiemy kiedy.
-No dobra . Wybaczam Wam, a teraz gratuluję Misiaki moje. Przytulas.
No i taki mega przytulas.
-Cieszymy się, że się cieszysz, ale może dasz mi szanse, żebym dożyła do końca ciąży?
-O przepraszam.
-Dobra Karolku, bo my się spóźnimy.
-No dobra.
-Trzymaj się Skarbie- powiedział Andrzej i dał buziaka, troszkę dłuższego buziaka.
-Za słodko, zaaa słodko Andrzeju śpieszy nam się.
-No już, już
-Dokończymy później- szepnął mi do ucha.
-Trzymam Cie za słowo- również szepnęłam
Chłopaki pojechali na trening, a ja zostałam w domu. Posprzątałam w kuchni i poszłam pod prysznic. Stałam przed lustrem i obserwowałam swój brzuch. Wzięłam prysznic, przebrałam się, umalowałam i byłam gotowa do wyjścia. Miałam jeszcze pół godziny więc wzięłam laptopa i zaczęłam przeglądać domy i mieszkania do wynajęcia. Natrafiłam na przepiękny dom. Postanowiłam, że Andrzej musi go zobaczyć. Napisałam mu sms-a żeby się zapytać o której kończy. Chciałam go tam dzisiaj zabrać.Wiedziałam, że odpisze dopiero po pierwszym treningu. Zapisałam sobie numer właściciela i postanowiłam do niego zadzwonić jak tylko dowiem się o której Andrzej będzie miał czas. Założyłam buty i wyszłam do pracy. Tam okazało się, że sytuacja opanowana i mogę brać się do pracy. W między czasie dostałam sms-a od Andrzeja, że o 14. Zadzwoniłam do właściciela i okazało się, że ma wolne dzisiaj o 14, więc umówiliśmy się na 14:30 Napisałam Andrzejowi, żeby czekał pod halą. Próbował się dowiedzieć, ale póki co nie chciałam mu nic mówić.  Idąc do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę poczułam ostry ból w okolicach podbrzusza. Ukucnęłam i zacisnęłam zęby.
-Natalia! Co Ci jest?- usłyszałam czyjś głos
Nic nie odpowiedziałam.
-Natalia! Wszystko dobrze? Mogę Ci w czymś pomóc?
-Już wszystko dobrze dziękuję.- odpowiedziałam i poszłam dalej w dalszym ciągu odczuwając ból.
Reszta dnia w pracy minęła spokojnie. Zdecydowałam, że na razie nic nie powiem Andrzejowi, żeby go nie martwić, ale powiem o tym lekarzowi. Wróciłam do stolika i kontynuowałam zajęcie. Przed 14 zaczęłam się zbierać. Wzięłam swoje rzeczy, pożegnałam się i ruszyłam do samochodu. Po 10 minutach byłam już pod halą. Wyszłam na świeże powietrze. Oparłam się o samochód, zamknęłam oczy i próbowałam nacieszyć się przyjemnym rażeniem słońca, które dzisiaj wyjątkowo mocno grzało.
Nagle ktoś mnie objął i zacząć się ze mną kręcić.
-Andrzej! Przestań!
-No dobrze już.- powiedział i dał buziaka.
-A gdzie reszta chłopaków?
-Przebierają się
-To co Ty ta szybko?
-Za szybko?
I w tym momencie wyszli z hali chłopaki. A mianowicie: Karol, Wojtek, Maciek, Facundo.
-To już wiemy, do kogo nasz Andrzejek się śpieszył. - zaśmiali się
-Cześć Natalia- powiedzieli razem.
-Cześć Chłopaki. - odpowiedziałam
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę z nimi i wsiedliśmy do samochodu.
-Kochanie?
-Tak?
-Gdzie jedziemy?
-Zobaczysz
-Eeej foch.
Nic nie odpowiedziałam, ale już wiedziałam co zrobić, żeby foch poszedł w niepamięć. Czekałam tylko na odpowiedni moment
A kiedy nadszedł... Zjechałam na pobocze.
-Andrzejku? Długo się jeszcze będziesz gniewał?
-No nie wiem
-No to troszkę przyśpieszymy- powiedziałam cicho, ale Andrzej to chyba usłyszał, bo spojrzał się na mnie podejrzanie.
Jakimś cudem nie wychodząc z samochodu przetransportowałam się na kolana Andrzeja. Przytuliłam go, ale On nie zbyt odwzajemnił, więc przyjęłam inną taktykę. Zaczęłam jeździć delikatnie palcami po całej jego klacie, potem wplotłam palce w jego włosy. Widziałam, że powoli pęka, więc zaczęłam składać delikatne pocałunki na jego szyi.
-Boże co Ty ze mną robisz Kobieto?- zapytał i zaczął namiętnie całować.
Gdy jego ręce powędrowały pod bluzkę, wiedziałam, że czas to przerwać.
-Kotku, wiesz, że tutaj nie możemy?
-Czemu?
-Bo nas ktoś zobaczy.
Ale Andrzej tylko cicho jęknął z niezadowolenia.
-Kiedyś Ci to wynagrodzę- szepnęłam mu do ucha.
-Trzymam Cie za słowo- szepnął.
Przesiadłam się na swoje miejsce i ruszyliśmy dalej, tym razem Andrzej nie zadawał żadnych pytań.
Po 10 minutach byliśmy już na miejscu.
-Co my tu robimy?
-Oglądamy dom.
-Żartujesz nie?
-Andrzej wiem, że mieliśmy szukać mieszkania, a nie domu, ale jak go zobaczyłam to wiedziałam, że musimy go zobaczyć.
-Kochanie to nie tak, ja też widziałem ten dom i chciałem Cie tu przywieźć, ale dopiero jutro. To co idziemy?
-Oczywiście- odpowiedziałam
Wyszliśmy z samochodu złapałam Andrzeja za rękę i zadzwoniliśmy domofonem. Posesja była ogrodzona czarnym parkanem i wysokimi tujami. Otworzył nam mężczyzna jakoś po 60-ce. Podziwiałam piękny ogród. Weszliśmy do domu. Najpierw przywitał nas piękny korytarz ze schodami na górę, wielką szafą i wielkimi drzwiami (właściwie to nie były drzwi tylko ogromne przejście w ścianie) do salonu. W salonie stała skórzana kanapa, fotel bujany, dość spory telewizor i wyjście na balkon. Na balkonie akurat nic nie było, ale i tak był piękny. Z salonu przechodziło się do ogromnej kuchni połączonej z jadalnią. Do kuchni można wejść dwoma wejściami, więc wyszliśmy od razu na korytarz. Tu były jeszcze jedne drzwi do łazienki. Łazienka jak chyba wszystko tutaj OGROMNA.
-Zobacz Kotku jaka wielka wanna, zmieścimy się oboje.- szepnął mi na ucho.
Ja tylko się na te słowa uśmiechnęłam.
Poszliśmy schodami na górę. Tam zastaliśmy krótki korytarz. Pierwsze drzwi na lewo- łazienka (ogromna). Pierwsze drzwi na prawo- chyba to była jakaś pralnia, bo stała pralka, środki czystości i takie coś. Drugie drzwi na lewo- pusty pokój.
Właścicielowi zadzwonił telefon.
-Przepraszam muszę odebrać, gdyby coś to będę na dole.- powiedział i zszedł po schodach rozmawiając przez telefon.
A my otworzyliśmy drugie drzwi na prawo, a tam...
-O matko! Tu jest cudownie- powiedziałam
Sypialnia była wspaniała. Wielkie okna. Ogromne (wygodne) łóżko i wielka szafa.
Wyszliśmy z sypialni i został nam balkon, którego jakimś cudem wcześniej nie widziałam. Na balkonie nie było nic oprócz dwóch doniczek z kwiatami, ale widok był piękny na cały ogród. Tak tam pięknie i zielono. Zeszliśmy na dół. Właściciel jeszcze powiedział nam co wymieniał, remontował i co trzeba zrobić. Powiedział nam tez, że jeśli chcemy to możemy wynająć dom, a nie od razu kupować. Umówiliśmy się, że jeszcze dzisiaj zadzwonimy do niego i damy mu odpowiedź. Pożegnaliśmy się z nim i udaliśmy się do domu. Tym razem to Andrzej prowadził. Przez całą drogę milczeliśmy. Podobał mi się ten dom, ale nie wiedziałam czy nie jest dla nas zbyt drogi, czy damy radę go utrzymać itp. Zajechaliśmy jeszcze na zakupy i pojechaliśmy do domu. Tam razem przygotowaliśmy obiad. Po obiedzie zasiedliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy jakiś film.
-Andrzej?
-Tak Skarbie?
-Podoba Ci się ten dom?
-Podoba, nawet bardzo, a Tobie?
-Cholernie podoba.
-To co dzwonimy?
-Dzwonimy.
Andrzej zadzwonił i umówił się na jutro na 12 na podpisanie umowy, wręczenie kluczy i takie różne.
Szczęśliwi resztę dnia i wieczoru spędziliśmy razem. Mieliśmy dużo czasu dla siebie i go bardzo miło spędziliśmy. Musiałam wynagrodzić tą akcję w samochodzie.

Piątek.
Obudziłam się o 6 rano nie mogłam już spać, więc poszłam do kuchni i zaparzyłam sobie kawę.  Nie musiałam iść dzisiaj do pracy, więc trzeba było jakoś pożytecznie wykorzystać dzisiejszy dzień. Wczoraj odebraliśmy klucze od domu. Tak naszego domu. Wczoraj też rozmawialiśmy z właścicielem budynku, w którym mieszkamy aktualnie i on wyraził zgodę na opuszczenie mieszkań w dogodnym dla nas terminie. Postanowiłam dzisiaj chociaż zacząć pakować moje rzeczy. Dlaczego tylko  moje? Andrzeja wolałaby nie pakować sama.  Po pierwsze tyle tego ma, że padłabym trupem, a po drugie ja mogę mu najwyżej pomóc. Poszłam do łazienki ogarnęłam się i ubrałam. Usiadłam przy stoliku w salonie, wzięłam laptopa i popijając herbatkę zaczęłam czytać co nowego na świecie.
-Kochanie Ty już nie śpisz?- w drzwiach pojawił się zaspany Andrzej
-Nie mogłam spać- powiedziałam, a Andrzej podszedł i dał buziaka.
-Co tam porabiasz?
-Czytam jakieś nowinki, ale nic ciekawego. Idziemy na śniadanie?
-Czytasz mi w myślach kobieto- powiedział wziął na ręce i przetransportował do kuchni.
-Co sobie Królewna życzy?
-Hmm może naleśniki?
-Z czym?
-Nie wiem, ale mam ochotę na jakieś świeże owoce.
-Widzisz? Dobre miałem przeczucie, żeby kupić dużo owocków.
-No tak Ty mój idealny.
Andrzej zajął się ciastem na naleśniki, a ja owocami. Pokroiłam duużo różnych owoców.
Andrzej poszedł się ogarnąć, a ja smażyłam naleśniki. Dobrze, że jakoś tak pewnie połowa garderoby Andrzeja jest u mnie, więc z ciuchami nie miał problemu i już po chwili był obok mnie
-Kotek, a Ty masz dzisiaj wolne, nie?- zapytał kiedy spożywaliśmy śniadanie
-No tak, a co?
-Nic zastanawiam się co będziesz robiła.
-Zacznę pakować moje rzeczy.
-A właśnie jutro nie mam żadnego treningu to może jutro urządzimy sobie przeprowadzkę.
-Jestem za. Dobra ja już jestem pełna. Reszta dla Ciebie Skarbie
-Serio? A mała Fasolka nasza?
-Nasza Fasolka też.
Andrzej wstał, podszedł do mnie, uklęknął i odsłoniwszy brzuch zaczął mówić do Dziecka.
-Ej Mały? Słyszysz? Tata mówi. Co Ty tam tak nie chcesz jeść? Musisz wyrosnąć na dużego chłopca. Tak dużego jak Tatuś- powiedział i pocałował w brzuch.
-Wydaje mi się czy już troszkę nabiera kształtów?
-Nabiera, nabiera.
-Kochanie tak bardzo chciałbym dzisiaj zostać z Tobą w domku.
-Wiem Kochanie.
-Pamiętasz, że dzisiaj o 18 gramy mecz?
-Pamiętam
-Przyjadę po treningu, a potem pojedziemy razem dobrze?
-Dobrze tylko co ja będę robiła tam sama godzinę przed meczem?
-Karol powiedział, że Olka też będzie wcześniej.
-No dobra to chociaż pogadamy sobie. A teraz już leć Skarbie
-Dobrze dobrze- powiedział i złączył usta w pocałunku.
-Będę o 13- powiedział, gdy już wychodził.
Po wyjściu Andrzeja zabrałam się za sprzątanie, a potem pakowanie. Naszykowałam sobie ubrania na mecz. Czarne rurki, ulubione żółte trampki no i oczywiście koszulka meczowa Andrzeja. O 10:30 prawie wszystkie moje rzeczy były już w kartonach. Zostały tylko te najpotrzebniejsze. Poszłam do mieszkania Andrzeja i tam wyciągać jego ubrania z szafy i układać na łóżku, które pewnie i tak w nocy będzie wolne. O 13 ktoś wszedł do mieszkania.
-Kotek? Jesteś tu?
-W sypialni.
-Co robisz?
-Pakuję, chociaż to raczej przygotowuje do pakowania, bo nie wiem, które ubrania będą potrzebne.
-Zaraz Ci pomogę
Andrzej poszedł do łazienki i po chwili już razem pakowaliśmy. 0 16 postanowiliśmy skończyć na dzisiaj i zrobiliśmy obiad. Potem odpoczęliśmy trochę i trzeba było się zbierać.
W Energii byliśmy już o 17. Andrzej poszedł do szatni, a ja już na halę, gdzie była już Ola.
Opowiedziałam jej o wszystkim i nawet nie zauważyłam kiedy zaczął się mecz. Mecz z AZS Politechniką Warszawską. Jak jeszcze mieszkałam w Warszawie to starałam się być na każdym ich meczu. Nie ważne było dla mnie czy grają z drużyną z pierwszego miejsca w pluslidze czy ostatniego. Mecz to mecz i emocje są zawsze, Mecz zakończył się zwycięstwem skry 3:1 MVP. Karol Kłos. Chociaż moim zdaniem Andrzej tez dzisiaj szalał na boisku. Z tej okazji Karol o 21 wszyscy mieli się wstawić u niego. 15 minut po zakończeniu meczu czekałam już na Andrzeja przed halą. Szybko się ogarnęliśmy i o 20:50 już jechaliśmy do Kłosów. Kiedy ktoś mi proponował jakiś alkohol miałam ochotę odpowiedzieć, że nie mogę pić, bo jestem w ciąży, ale postanowiliśmy, że na naszej imprezie to zrobimy, więc mówiłam, ze nie najlepiej się czułam i wzięłam lekarstwa. O 2 dotarliśmy do mieszkania. Szybki prysznic (wspólny, bo "Po co marnować wodę") i spać.

Sobota
Obudził mnie, dzwonek do drzwi. Patrzę na zegarek- 08:00, no suuper. Spojrzałam z nadzieją, że Andrzej tez się obudził i to on pójdzie otworzyć, ale nic z tego, Andrzej tylko przekręcił się na drugi boczek i spał dalej. Nie było wyboru- trzeba iść otworzyć. Założyłam Andrzeja bluzę , którą miałam do połowy ud, bo dziwnie tak komuś otworzyć w koszulce i majtkach.
-Co wy tu o tej porze?- zapytałam, gdy zobaczyłam Karola, Olę, Wojtka, Facunda i Nicolasa
-Przyszliśmy Wam pomóc, ale chyba przeszkadzamy.
-Nie przeszkadzacie tylko... W czym pomóc?
-W przeprowadzce
-Aaaa już się wygadał. Skoro tak to zapraszam tylko my jeszcze nie ogarnięci i w sumie to nie całkiem spakowani. Andrzej śpi.
My z Olą poszłyśmy do kuchni, a chłopaki to chyba obudzić Andrzeja. Zrobiłam nam kawę, a z sypialni usłyszałyśmy krzyk, a potem wybuch śmiechu. Szybko tam pobiegłyśmy.
-Co tu się dzieje?- zapytałam
-Nic po prostu otoczyliśmy tak trochę Andrzejka,a  on biedny się przestraszył.
-A Ty byś się nie przestraszył kiedy się budzisz i w łóżku zamiast swojej kobiety widzisz czterech facetów?
-Oj mój biedny- podeszłam do niego i pocałowałam.
-Lepiej?- zapytałam
-Lepiej- odpowiedział
-No to teraz idź się ogarnąć, a Was zapraszam na śniadanie.
-No wiedziałem, że Natalia o nas nie zapomni i ma coś do jedzonka, przypomnijcie mi później, że mam zrobić zakupy.
Razem z Olą zrobiłyśmy śniadanie, w tym czasie  Andrzej się ogarnął, kiedy opuścił łazienkę, mogłam iść się przygotować założyłam rurki, bokserkę i bluzę. Włosy spięłam w luźnego koka i byłam gotowa. Poszłam do salonu, a tam chłopaki siedzieli i o czymś rozmawiali. Na stole już stał tylko talerzyk z dwiema kanapkami i kubek z malinową herbatką
-No nareszcie. Chodź, zjedz.- powiedział Andrzej
-No już juuż- powiedziałam, usiadłam na kolanach Andrzeja i zaczęłam jeść kanapkę z twarożkiem i rzodkiewką.
-Gdzie jest Ola i Karol?-zapytałam
-Ola stwierdziła, że nie może nas słuchać i posprząta po śniadaniu, a Karol jej POMAGA- odpowiedział Wojtek akcentując ostatnie słowo i robiąc cudzysłów w powietrzu.
-Aaaa rozumiem. Andrzej, a tak w ogóle to Ty jesteś spakowany?
-Niee, ale damy rade. Spokojnie.
Jak zjadłam śniadanie to zabraliśmy się od razu za pakowanie. Stwierdziliśmy, że najpierw wszystko spakujemy. Wspólnymi siłami może szybko nam pójdzie. Znaleźliśmy kilka Skarbów w mieszkaniu Andrzeja typu malutki samochód i trochę większy samochód zabawkowy.
-Zostaw dla Potomnych- powiedział Facu, my na to tylko się uśmiechnęliśmy i nic nie odpowiedzieliśmy.
O 11:00 już wszystko było spakowane i chłopaki znosili pudła do samochodów. Dobrze, że kilka ich było, bo tylko moim i Andrzeja nie dalibyśmy rady, a ja z Olą rozglądałyśmy się czy nie zapomnieliśmy czegoś i poszłyśmy oddać klucze właścicielowi. Po 30 minutach podjeżdżaliśmy już pod nasz nowy dom. Ze świadomością, że on jest już nasz wydawał mi się jeszcze piękniejszy. Przez 15 minut wszyscy zachwycali się domem. Ola nawet powiedziała, że ona też by kiedyś chciała mieć taki śliczny dom, ale teraz chyba jej jeszcze wystarczy mieszkanie. Potem zaczęło się wielkie rozpakowywanie, najwięcej było oczywiście ubrań, ale my z Olą się poświęcimy i powiedziałyśmy, że w szafach ułożymy MY, a faceci niech sobie znajda zajęcie. Chyba nie wiedzieli co mają robić i siedzieli i składali ubrania razem z nami. Nawet szybko nam poszło 1,5 h później nasza wielka szafa była już pełna. Potem zajęliśmy się rozstawianiem wszystkiego na półkach. Najwięcej było oczywiście medali, pucharów itp. Andrzeja, ale to raczej powód do dumy, a nie do jakiejkolwiek złości. O 14 wszystkie pudła były już puste, rozsiedliśmy się na kanapie i zajadaliśmy pizzę zamówioną przez Andrzeja, bo po pierwsze nikomu nie chciało się niczego gotować, a nawet jakby się chciało to w lodówce było pusto, a jak można się domyśleć nikomu nie chciało się iść do sklepu. Po obiedzie podziękowaliśmy naszym przyjaciołom za pomoc i powiedzieliśmy, żeby rezerwowali sobie wolne na następną sobotę,  bo będzie parapetówka.
-Umieram. Nie mam na nic siły- powiedziałam padając obok Andrzeja na kanapie w salonie.
-To chodź odpoczniemy sobie- powiedział i mocno mocno przytulił, a zaraz potem zaczął całować po szyi.
-A nie mieliśmy odpoczywać?
-Odpoczywamy.
-Kochanie ja Cię bardzo kocham, uwielbiam i w ogóle, ale teraz to chyba musimy jeszcze coś zrobić.
-Co takiego?- zapytał nawet nie przerywając całowania mojego ciała.
-Zakupy. I to takie mega zakupy, bo nie mamy niczego począwszy od jedzenia po środki czystości.
-No dobrze. To teraz?
-Teraz, potem jeszcze bardziej nie będzie mi się chciało.
Wyszliśmy z domu i pojechaliśmy do supermarketu. Po 15 minutach już chodziliśmy pomiędzy półkami i wkładaliśmy do wózka wszystko co nam potrzebne. Zatrzymałam się przy dziale z zabawkami dla dzieci, bo zobaczyłam wielkiego miśka. Był taki śliczny.
-Kochanie idziemy?
-Tak, tak już idę
Wyszliśmy i pokierowaliśmy się do domu. Tam rozpakowaliśmy zakupy i zaczęłam robić kolację. Po kolacji zasiedliśmy w salonie i oglądaliśmy jakieś głupie seriale. Znudziło mi się to i stwierdziłam, że pójdę się wykąpać. Andrzej jednak nie pozwolił mi  zrobić tego samej. Po kilku minutach rozkoszowałam się wspólną kąpielą. Czy poszliśmy od razu spać? O nie, nie Andrzej stanowczo domagał się dokończenia tego co prawie zaczęliśmy w salonie. Zmęczona zasnęłam wtulona w Andrzeja. W naszej nowej pięknej sypialni.


Tydzień później...
Sobota
Obudziły mnie promienie światła wpadające do sypialni. Pocałowałam w czoło śpiącego jeszcze Andrzeja i zeszłam na dół. Dzisiaj wyjątkowy dzień, wieczór, a może lepiej noc. Parapetówka.  Zaparzyłam kawę i usmażyłam naleśniki i poszłam obudzić Andrzeja.
-Dzień dobry Kochanie- powiedziałam, gdy usiadłam mu na brzuchu i dałam buziaka.
-Dzień dobry Skarbie- powiedział i przekręcił się tak, że  teraz to ja byłam pod nim.
-Od kiedy Pan o 8 rano ma tyle energii, Panie Andrzeju?- zapytałam
-Od kiedy Pani pojawiła się w moim życiu Pani Natalio- powiedział i znowu pocałował
-My tu gadu gadu, a na dole naleśniki stygną.
-Naleśniki?
Andrzej wziął mnie na ręce i zaniósł na dół.
Zjedliśmy śniadanie.
-Andrzej pojedziesz na zakupy?
-Sam?
-No sam. Jesteś dużym chłopcem, więc może sobie poradzisz.
-No dobrze, ale musisz mi zrobić listę
-To idź się przebierz, a ja napiszę.
Andrzej pobiegł na górę, a ja się wzięłam za pisanie. Dobrze, że wczoraj napisałam sobie wszystko co będę robiła do jedzenia i picia, więc  teraz tylko sprawdzić co jest czego nie ma i w ogóle.
Po 15 minutach lista była gotowa.
-Tylko niczego nie zapomnij- powiedziałam i dałam buziaka Andrzejowi.
Pobiegłam na górę, przebrałam się i zaczęłam sprzątać. Posprzątałam sypialnię i łazienkę na górze i zeszłam na dół. Włączyłam radio dosyć głośno i zaczęłam sprzątać w kuchni.
Kiedy zmywałam poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach i z krzykiem odwróciłam się.
-Boże Andrzej chcesz, żebym na zawał zeszła?
-Krzyczałem, ale przez to radio nic nie słyszałaś. To co chyba nie będziesz się gniewała, co?
-No nie- powiedziałam i dałam buziaka.
Zaczęliśmy rozpakowywać zakupy.
-Co mam robić Kochanie?
-Więc trzeba: posprzątać w łazience na dole, w salonie, odkurzyć wszędzie no i pomóc w kuchni.
-To ja szybko posprzątam, a potem Ci pomogę, dobrze?
-Dobrze Skarbie.
Więc ja zajęłam się robieniem sałatki, a Andrzej sprzątaniem.
Po godzinie trzy sałatki były gotowe, a dom lśnił czystością.
-Zadanie wykonane!
Ja na to tylko się uśmiechnęłam i dałam buziaka.
-Zapomniałem! -krzyknął i wybiegł z kuchni
-O co chodzi?- zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Po chwili Andrzej był już z powrotem.
-Widziałem jak na to patrzyłaś w sklepie, więc postanowiłem kupić.- powiedział i pokazał tego ogromnego miśka.
-On jest śliczny- powiedziałam, ujęłam twarz Andrzeja w dłonie i pocałowałam.
-A Tobie Mały? Jak się podoba?- powiedział Andrzej do brzuszka.
Nawet już nie pytałam skąd wie, że to będzie MAŁY, a nie MAŁA.
-Na pewno tak.
-Zaniosę go do sypialni i wracam Ci pomóc.
Zaczęliśmy robić razem ciasta. Razem, czyli co chwilę musiałam mówić ANDRZEJ! NIE PODJADAJ, BO ZABRAKNIE. I co słyszałam na to? NIE MOGĘ. ZA DOBRE TO. I weź się tu z nim kłóć.
O 16 wszystko było gotowe i poszliśmy się kąpać. Razem?  Nieee, oddzielnie. Ja na górze, Andrzej na dole. Razem to za długo by się zeszło. Wykąpałam się, wysuszyłam, wyprostowałam włosy, umalowałam się i wyszłam w ręczniku w poszukiwaniu jakiejś sukienki, bo oczywiście wcześniej tego zrobić nie mogłam.  Postawiłam na białą sukienkę na grubych ramiączkach, na której była czarna koronka oraz szpilki, które pewnie zaraz zdejmę, ale przywitać gości jakoś trzeba. Gotowa zeszłam na dół. Andrzej już czekał w salonie. Biedaczek z nudów zaczął ustawiać wszystko na stół.
-Kochanie... Jak Ty pięknie wyglądasz- powiedział podszedł do mnie i pocałował
-Dziękuję. Ty też Przystojniaku Mój- powiedziałam i uczyniłam to samo co on przed chwilą. Poznosiliśmy już wszystko na stół i ktoś zadzwonił dzwonkiem. Poszłam otworzyć.
-Ola! Boże! Olcia Moja!- powiedziałam i rzuciłam się na przyjaciółkę.
-Przepraszam, że się nie odzywałam, ale miałam takie małe problemy.
-Jakie problemy? Z resztą! Nie ważne. Dzisiaj o wszystkim zapominasz- powiedziałam i zaśmiałyśmy się.
Poszłyśmy do salonu, gdzie czekał Andrzej przywitał się z Olą i poszedł otworzyć, bo ktoś zadzwonił dzwonkiem.
-Ola, czy te problemy to między innymi spowodowane Twoim Chłopakiem?
-Moim BYŁYM chłopakiem.
-Przepraszam. Nie wiedziałam.
-Nic nie szkodzi. Było, minęło. Nie ma co płakać.
Dom wypełniał się gośćmi. Wszyscy podziwiali nasz dom. Kiedy wszyscy już byli przeszedł czas na zniesienie toastu.
-Za Natalię i Andrzejka- krzyknęli wszyscy.
Gdy już miałam napić się soku. Wojtek, który dzisiaj tez przyszedł sam zapytał.
-Natalia, a co Ty dzisiaj znowu soczek?
-No właśnie. To miało być pierwsze.- powiedziałam do Andrzeja
-Co?- odpowiedzieli wszyscy.
-No... bo...- nie wiedziałam jak to ubrać w słowa.
-Spodziewamy się dziecka. Natalka jest w ciąży- uratował mnie Andrzej, który stanął za mną  i położył ręce na brzuszku.
Rozległy się gromkie brawa. Wszyscy do nas podchodzili i gratulowali.
-No to za Natalię, Andrzeja i... i ich Małą Wronkę. - zaśmiał się Karol.
-Za Natalię, Andrzeja i ich Małą Wronkę -powtórzyli wszyscy.
Potem już wszyscy się bawili w rytm muzyki, nad którą czuwał Winiar. Ja się tylko martwiłam o Olkę, ale potem zauważyłam, że nie mam o co, bo Olcia tańczyła z Wojtkiem. Do domów wszyscy się rozeszli koło 3. No prawie wszyscy, bo Ola i Wojtek byli tak pijani, że zostali u nas na noc i razem spali na kanapie. Złapałam Andrzeja za rękę i poszliśmy do sypialni. Ściągnęłam tylko z siebie sukienkę i wtulona w Andrzeja zasnęłam.

2 miesiące później...
Obudziło mnie głaskanie po brzuchu (który już był dość sporawy) i pocałunki na ramieniu.
-Andrzej?
-No nareszcie. Już myślałem, że się nie obudzisz.
-To trzeba było mnie obudzić w typowy sposób.
-Chciałem, żeby to było miłe rozpoczęcie dnia.
-I było.- powiedziałam i pocałowałam go w usta.
Zeszliśmy na śniadanie. Przygotowaliśmy tosty z dżemem.
-Pamiętasz o dzisiejszej wizycie?- zapytałam
-Tak, tak, oczywiście, że pamiętam. O 14:30.
-Zgadza się.
-Teoretycznie mam dzisiaj wolne, ale praktycznie to muszę jechać do Łodzi pozałatwiać jakieś papiery z klubu, zrobić  dodatkowe badania etc. etc.
-Oj biedny. Od szpitala do szpitala.
-Ten drugi szpital to będzie sama przyjemność.
-Nooom dzisiaj się przekonamy co tam w środku siedzi.
-Na pewno najlepsze, najpiękniejsze Dziecko na świecie.- powiedział i pocałował brzuch.
-Kocham Cię Ptaszku
-Ja Ciebie też kocham Kotku.
Pobiegłam na górę się przebrać, a potem pożegnałam się z Andrzejem i pojechałam do pracy.
Tam już wszyscy wiedzieli, że jestem w ciąży, w końcu to już końcówka 3-ego miesiąca, więc trochę widać. `W pracy czas minął  mi bardzo szybko, pewnie dlatego, że dużo miałam dzisiaj pracy. O 14 wyszłam z budynku. Kiedy wyjęłam telefon, żeby zadzwonić do Andrzeja, telefon zaczął dzwonić, a kto dzwonił? Słoneczko Moje- Andrzejek.
-Cześć Kochanie
-Cześć Skarbie. Tylko się nie denerwuj- zaczął.
-Nie mów tak, bo zaczynam właśnie to robić.
-Dobrze, bo Kotek stoję w gigantycznym korku już od godziny.  Próbowałem jakoś przejechać, ale no kurwa kompletnie się nie da. Jakiś straszny wypadek z tego co słyszałem w radiu. Obiecuję, że jak tylko coś się ruszy, przyjadę najszybciej jak to możliwe.
-Andrzej, spokojnie. Masz jechać normalnie.  Nie chcę, żeby coś Ci się stało. Poradzę sobie sama.
-Kochanie, ale ja tak bardzo chcę być tam z Tobą usłyszeć serducho Dziecka.
-Nie martw się usłyszysz następnym razem. Nie martw się. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też Skarbie.
Pożegnałam się i rozłączyłam. Wsiadłam w samochód i pojechałam do szpitala. Faktycznie w radiu słyszałam o tym wypadku. Dwie osoby zmarły na miejscu, trzy ranne.  Nieciekawie to brzmi.
Podjechałam pod szpital, trochę się denerwowałam, ale chyba nie bardziej niż przed pierwszą wizytą.
-Pani na 14:30? - zapytała pielęgniarka.
-Tak.
-Proszę wejść już teraz, bo poprzednia pacjentka odwołała wizytę w ostatniej chwili.
-Dobrze, dziękuję. - powiedziałam i weszłam do sali.
Po 30 minutach wyszłam, chyba jeszcze nie docierało do mnie to co przed chwilą usłyszałam.
Usiadłam na krześle i zaczęłam płakać. W tej chwili usłyszałam jak ktoś biegnie korytarzem.
-Natalia! Boże! Kochanie co się stało?!- zapytał zdenerwowany Andrzej.
Nic nie odpowiedziałam tylko mocno się przytuliłam.
-Andrzej... My...-  nie mogłam znaleźć jakoś słów.

Witam! Po długiej nieobecności jedenastka wylądowała. Strasznie długo ją pisałam koniec roku się zbliża, a ja coraz mniej czasu mam. Postanowiłam wpleść tutaj kilka wątków. CIĄG DALSZY NASTĄPI... Mam nadzieję, że niedługo.