piątek, 10 lipca 2015

XV ROZDZIAŁ

2 miesiące później...

Sezon 2014/2015 za nami. Dwa dni temu odbył się ostatni mecz. Andrzej był zmęczony tym sezonem, ale  cholernie szczęśliwy, ze udało im się wywalczyć ten brąz, chociaż jakby tak popatrzeć na niego pod światło, użyć trochę wyobraźni to spokojnie przybiera złotą barwę. Dzisiaj wyjeżdżamy na krótkie wakacje. Andrzej chciał jechać gdzieś za granicę, ale ja się bałam lecieć zwłaszcza, że to już szósty miesiąc. Andrzej zrozumiał i wspólnie wybraliśmy, że pojedziemy na kilka dni nad morze.
Wstaliśmy z samego rana (to nie należało  do najłatwiejszego  zadania, zwłaszcza, że skrzaty wczoraj mieli małą imprezkę i do domu wróciliśmy grubo po drugiej w nocy). Dobrze, że przed tą bibą postanowiłam nas spakować. Szybkie ogarnięcie, śniadanie, sprawdzenie czy wszystko mamy i o 6:30 siedzieliśmy już w samochodzie. Stwierdziliśmy, że może ja poprowadzę teraz, a potem się zamienimy, bo coś mi się wydawało, że jestem w ciut lepszym stanie niż Ptaszek. jakimś cudem obudziłam się wyspana. Podróż mijała nam mega szybko. Po 1,5h odczułam potrzebę skorzystania z toalety.
Zatrzymałam samochód przy Orlenie.
-Co jest?-  zapytał zaspany i chyba lekko zdezorientowany.
-Nic nic. Tylki muszę do toalety.  Chcesz jakąś kawę czy coś?
-Oooo kawa. Tego chyba mi trzeba. Idę z Tobą trzeba rozprostować stare, biedne kości.
-No to chodź.
-Kotek, a Ty też kawa?- zapytał kiedy byliśmy już w środku.
-Nie, ja tylko wodę jakąś.- powiedziałam i poszłam.
Skorzystałam z toalety, z rozpuszczonych włosów zrobiłam jakiegoś koka (albo coś co miało być kokiem), poprawiłam makijaż i wyszłam. Przy drzwiach czekał na mnie Andrzej.
-Eej to moje- powiedział kiedy napiłam się jego kawy.
-Też Cie kocham- powiedziałam i oddałam jego własność.
-Dobra, teraz ja prowadzę.
-A jesteś już w stanie.
-Koochanie.... Zawsze jestem w stanie- szepnął mi do ucha.
-Wiem Ptaszku, wiem- odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu.
Tym razem to ja spałam.
-Skarbie, wstawaj. Jesteśmy- usłyszałam głos Siatkarza
-Już, już.- powiedziałam i niechętnie wstałam.
Zabraliśmy swoje rzeczy i poszliśmy odebrać klucze od domku. Domek  był piękny. Niby tylko dwuosobowy, ale był spory salon, aneks kuchenny, łazienka, a na górze jedna wielka sypialnia.
-O tego mi brakowało- powiedział Andrzej rzucając się na łóżko.
-Andrzej, błagam.
-Oj no chodź, zobacz jakie wygodne
-Niee Ptaszku, mam  ciekawsze  rzeczy do robienia
-Doprawdy?- powiedział i pociągnął mnie na łóżko.
-Tak- powiedziałam i chciałam zejść, ale Andrzej przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował
-No dobra... Troszkę można tu z Tobą poleżeć.
-Wiedziałem- zaśmiał się
Po godzinie wstaliśmy i postanowiliśmy iść  na plaże. Może w maju pogoda nie jest wymarzona na wakacje, ale jest pięknie. Chodziliśmy brzegiem morza trzymając się na ręce. Kiedy już zaczęły boleć mnie nogi usiadłam na piasku, a Andrzejek zaraz za mną. Przytulił mnie mocno, a potem gładził brzuch.
-Zobacz- powiedział Andrzej wskazując na mała dziewczynkę kucającą przy brzegu.
-Ona chyba płacze- powiedziałam
-Chodź pójdziemy do niej- powiedział i wstał, a potem pomógł mi wstać.
-Cześć, czemu płaczesz?- zapytałam dziewczynkę na oko 5-letnią.
-Cześć, bo... moja mama poszła z moim braciszkiem do łazienki, a ja nie chciałam, więc zostałam tutaj- odpowiedziała chociaż było widać, że jest przestraszona.
-Nie martw się na pewno zaraz wróci. Jeśli chcesz możemy tutaj z Tobą posiedzieć i poczekać na Twoją mamę, chcesz?
-Tak- odpowiedziała i wytarła łzy.
-Jak się nazywasz?- zapytał Andrzej
-Zuzia, a Wy?
-Ja jestem Andrzej, a to moja dziewczyna Natalia
-Mój tatuś miał na imię Andrzej.
-Miał?
-Miał, bo wyjechał, a mamusia mówi, że jego już nie ma. - odpowiedziała i zapadła na chwilę cisza.
-Będziecie mieli dzidziusia?- przerwała tą ciszę mała
-Tak, nawet dwójkę- odpowiedziałam
-Zuzia! Zuzia!- usłyszeliśmy krzyk za naszymi plecami.
-Tu jestem mamusiu- odkrzyknęła mała, a jej mama przybiegła z małym chłopczykiem na rękach.
-Mówiłam Ci, żebyś nigdzie nie odchodziła i nie rozmawiała z nieznajomymi- powiedziała.
-Ale mamo to jest Andrzej i Natalia, oni będą mieli dwójkę małych dzidziusiów, wiesz?
-Przepraszam za Zuzię- zwróciła się do nas.
-Ależ nie ma Pani za co przepraszać. Mała siedziała i płakała, więc postanowiliśmy sprawdzić o co chodzi- odpowiedziałam..
-Dziękuję. My już się będziemy zbierać do widzenia.
-Do widzenia.
-Papa- pomachała nam Mała
-Kochanie? Głodna jestem.- powiedziałam do Andrzeja
-Ja też.
-To... idziemy coś zjeść?
-Jeszcze się pytasz?
Po  obiedzie poszliśmy do naszego domku trochę źle się poczułam, więc resztę dnia i wieczora spędziliśmy w domku przed telewizorem, napawając się swoją obecnością.

3 dni później...
Nasze wakacje powoli dobiegają końca. Jutro popołudniu wracamy  do domu. Nawet chyba trochę się opaliliśmy, bo był jeden dzień kiedy było tak mega gorąco (jak nie na maj) i spędziliśmy na plaży.
Rano obudziłam się, ale Andrzeja nigdzie nie było. Zobaczyłam tylko karteczkę na stole MUSIAŁEM COŚ ZAŁATWIĆ. WRÓCĘ JAK NAJSZYBCIEJ. KOCHAM. Postanowiłam, że pójdę się ogarnąć, a potem zrobię coś na śniadanie, bo pewnie jak znam Andrzeja to wyszedł bez śniadania.
Po godzinie siedziałam w salonie i jadłam kanapki. Andrzej właśnie wrócił.
-O cześć Skarbie. Nie śpisz już?- podszedł do mnie dał buziaka w policzek i zapytał.
-Cześć. No jak widać.- odparłam
-Eeej co to za kiepski humorek?
-Kiepski? Normalny.
-Oj Kochanie Kochanie- powiedział i usiadł obok mnie.
-Gdzie byłeś?
-Musiałem coś załatwić. Zostawiłem Ci kartkę na stole.
-Widziałam, ale tam żadnych szczegółów nie było.
-Kotuś to nic ważnego.  Nie martw się.
-Dobrze. Jak nie chcesz to nie mów. Jadłeś coś?
-Noo tak jakby...  nie.
-Na stole masz kanapki.
-Dziękuję. Jesteś Kochana.
-Tak wiem.- odpowiedziałam, a Andrzej poszedł po śniadanie.
-A Kotuś wieczorem wychodzimy- krzyknął
-Gdzie?
-Na kolację. - dopowiedział kiedy wchodził do salonu.
-No dobra. Ale nie muszę się jakoś wyjątkowo ubierać?
-Niee, nie musisz spokojnie.
-To dobrze.
Andrzej przyszedł, usiadł obok mnie i mocno przytulił.
-Kocham Was
-My Ciebie też.- odpowiedziałam i go pocałowałam.
I w tej chwili, poczułam dosyć mocne kopnięcie w brzuchu, a ja tylko syknęłam.
-Co jest?
-Nic. Kopią.
-Mogę?
-Jeszcze się pytasz?- powiedziałam i  przyłożyłam jego rękę do brzucha.
I  zobaczyłam, że Andrzejowi poleciała łezka, a patrząc na niego sama się wzruszyłam. Otarłam mu łzę, usiadłam na kolanach i powiedziałam:
-Nie płacz Ptaszku, bo przez Ciebie ja też zacznę ryczeć.
A On Tylko mnie przytulił. Mega mocno przytulił.
-Idziemy gdzieś?-  zapytałam
-A gdzie chcesz?
-No nie wiem... gdzieś.
-To chodź.
Po kilku minutach chodziliśmy już po Władysławowie. Kocham to miasto. Ma taki swój urok. Po kilku godzinach spacerowania poszliśmy na obiad, a potem do domku.  Była już 16.  Byliśmy trochę zmęczeni, więc położyliśmy się w salonie w bezmyślnie oglądaliśmy jakiś film cały czas się przytulając.
-Kochanie, Przepraszam, że te nasze wakacje, nie są takie jakbyś chciał.
-O czym Ty mówisz?
-No, bo przez mój strach i w ogóle siedzimy tutaj nad polskim morzem i się nudzimy zamiast leżeć na jakieś gorącej plaży w Hiszpanii.
-Kochanie, proszę Cię. Mógłbym te wakacje spędzić nawet siedząc w domu przed telewizorem, gdybyś tylko spędziła je ze mną. Nie zależy mi na gorących plażach, zależy mi na Twojej obecności.
-Kocham Cię. Mówiłam Ci to już?
-Jakoś nie...
-To kiedyś Ci powiem. - powiedziałam i zaczęłam całować Andrzeja.
Andrzej wziął mnie na ręce i przetransportował do sypialni...

-Kochanie już 19- usłyszałam głos siatkarza.
-No i?
-Zamówiłem stolik na 20.
-Dobra już się zbieram.
Wstałam i zabrałam się za szukanie ubrań. Nie wiem jakim cudem w mojej walizce znalazła się sukienka w kwiatki, ale doobra grunt, że coś znalazłam. Szybko poszłam do łazienki. Tam szybki prysznic, sukienka, makijaż i jestem gotowa.  Założyłam jeszcze marynarkę, bo już trochę się robiło zimno i zeszłam na dół. W salonie czekał Andrzej. Aż zaniemówiłam jak go zobaczyłam. Granatowe spodnie, niebieska koszula w kratę i granatowa marynarka i te jego włosy.
-No no Andrzejku jak Ty świetnie wyglądasz.
-Nie lepiej od Ciebie, Kotku.- powiedział i pocałował.
-Gotowa?
-Tak.
Wsiedliśmy do samochodu i skierowaliśmy się w nieznanym mi kierunku.
-Ptaszku, gdzie jedziemy?
-No na kolację.
-Ale gdzie?
-Oj zobaczysz.
Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Z zewnątrz wyglądała jak zwyczajna restauracja, taka których pełno gdzieś bliżej naszego domku, ale nic nie mówiłam tylko trzymając za rękę Andrzeja kroczyłam do środka. Tam od razu zostaliśmy skierowani do stolika na samym końcu sali. Kelner przyniósł nam przystawki, a potem danie główne. Cały czas rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim począwszy od naszego dzieciństwa do tego co będzie po porodzie. Jednak wraz z upływem czasu Andrzej wydawał mi się coraz bardziej spięty i zdenerwowany.
-Chodź coś Ci pokażę- powiedział nagle.
Złapał mnie za rękę i wyprowadził z budynku tyle, że innym wejściem niż weszliśmy. Przed samymi drzwiami zawiązał mi coś na oczach. Po chwili zdjął to coś.
-Po co my tu...- nie dokończyłam bo zobaczyłam morze, plażę, a na plaży serce ułożone z czerwonych róż. Gdzieś w oddali siedział sobie jakiś mężczyzna i grał na skrzypcach.
-Boże jak tu pięknie- powiedziałam i zobaczyłam jak Andrzej klęczy, wyciąga z kieszeni czerwone pudełeczko, a zza pleców czerwone róże.
-Andrzej, co Ty?
-Natalko moja. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że owinęłaś mnie sobie wokół palca i teraz możesz już robić ze mną co chcesz. Zwariowałem na Twoim punkcie. Nie mogę przeżyć kiedy wyjeżdżamy na mecze i nie widzę Cie kilka dni. Kocham Cię.  Więc czy zrobisz ze mnie najszczęśliwszego faceta pod słońcem i zostaniesz moją Żoną?
Zaczęłam płakać, rzuciłam się na Andrzeja i mocno go przytuliłam, a potem pocałowałam.
-To znaczy, że...?
-To znaczy, że tak Skarbie!- powiedziałam i teraz to on się na mnie rzucił.
-A nie. Czekaj!.- powiedział i znowu uklęknął, wsunął mi pierścionek na palec, wręczył kwiaty i mocno mocno pocałował.
Staliśmy tak przytuleni do siebie, aż nie przyszedł kelner i powiedział, żebyśmy usiedli przy stoliku, a on przyniesie tu deser. Dopiero teraz zobaczyłam, że faktycznie obok stoi stolik przykryty białym obrusem. Na środku stał wazon z różowymi  różami, a dookoła były porozsypywane czerwone róże.
-Postarałeś się Kochanie
-Wszystko miało wyjść perfekcyjnie.
-I tak jest.
Usiedliśmy i kelner przyniósł nam mój ulubiony deser, czyli ciepła szarlotka z lodami.
-Pamiętałeś.
-Zawsze.
Zjedliśmy deser rozmawiając o ślubie i weselu. Doszliśmy do wniosku, że weźmiemy ślub jak urodzą się bliźniaki, a może nawet trochę jak podrosną.  Jak to powiedział Andrzej. "Wszystkie Ciocie będą zajmowały się dziećmi, a my będziemy napawać się chwilami spokoju". W drodze powrotnej Andrzej co chwilę zapał mnie za rękę i całował ją. Co mi się cholernie podobało. Uwielbiałam jak to robi.
W domku wzięliśmy wspólną kąpiel i szczęśliwi zasnęliśmy.