środa, 24 czerwca 2015

XIV ROZDZIAŁ

-Ciocia! Wujek! Wstawajcie- usłyszeliśmy krzyk małych, złych istot.
-No przecież nie śpimy- powiedział Andrzej i odkręcił się do mnie i przytulił.
Ale dzieciom to nie wystarczyło i wskoczyły na łóżko, zaczęły skakać po nim. Milenka usiadła obok Andrzeja i zaczęła głaskać go po głowie, a on nie wiedział chyba jak na to zareagować.  
-Oj, bo Ciocia będzie zazdrosna- powiedziałam i przyciągnęłam do siebie Małą i zaczęłam ją łaskotać.
-Dobrze już dobrze- powiedziała i wstała z łóżka
-Babcia powiedziała, żebyście zeszli zaraz na śniadanie- powiedział Michaś
-Dobrze Miśku zaraz zejdziemy- powiedziałam i dzieci wyszły
Andrzej chyba liczył na poranne miłostki jednak przeszkadzało nam w tym to, że jesteśmy w domu pełnym ludzi i w każdej chwili ktoś tu może przyjść oraz to, że rozdzwonił się mój telefon.
-Tak, słucham?- powiedziałam i się zaśmiałam, bo Andrzej pocałował mnie w szyję.
-Natalia, mogę do Ciebie wpaść.  Muszę z kimś pogadać.- powiedziała Ola łamliwym głosem.
-Możesz, oczywiście, że możesz. Tylko, że my teraz jesteśmy w Warszawie, koło południa powinnam być w domu. Ale co się stało?
-Powiem Ci. Powiem. Ale to nie jest rozmowa na telefon.
-Dobrze Kochana. Zadzwonię do Ciebie jak już będziemy w domu
-Dziękuję- powiedziała i się rozłączyła.
-Co jest?- zapytał Andrzej
-Nie wiem. Dzwoniła Ola i chyba coś się stało, bo chce powiedziała, że musi z kimś porozmawiać.  Coś się musiało stać.
-Karola Ola?
-Nie, moja Ola.
-A taaa. Nie martw się na pewno chce się tylko umówić na jakieś ploteczki.
-Może. Dobra chodźmy się ogarnąć.
Po kilku minutach zeszliśmy na śniadanie. Półgodziny później siedzieliśmy już w samochodzie.
-Kochanie, dalej się martwisz o Olę?
-Co? Przepraszam zamyśliłam się- odpowiedziałam
-Pytałem czy dalej  martwisz się o Olkę, ale  chyba mam już odpowiedź.- zaśmiał się
-Andrzej, ona mi zawsze pomagała, jak miałam jakieś problemy. Na naszą parapetówkę przyszła sama, chociaż kilka dni wcześniej mówiła, ze przyjdzie ze swoim chłopakiem. Potem jak się spotykałyśmy, żeby pogadać to skutecznie odchodziła od tego tematu jak tylko mogła. A teraz...
-Ćśśśś... Nie martw się już. Gdzie macie się spotkać?
-U nas.
-To może na ten czas jak ona będzie to ja wyskoczę do Karola czy Wojtka i wy będziecie mogły sobie spokojnie porozmawiać, co?
-Nie musisz, ale zrobisz jak chcesz...- odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek.
Reszta drogi minęła nam szybko. Nie poruszaliśmy już tematu Oli. Rozmawialiśmy raczej o jakichś bzdetach. Kiedy przyjechaliśmy do domu odświeżyliśmy się (oddzielnie, żeby było szybciej) i zadzwoniłam do Olki, że może już przyjść. Andrzej zadzwonił do chłopaków i umówili się na fifę
Położyłam się w salonie i czekałam na Olkę, a Andrzej poszedł po coś jeszcze na górę.
-Kotek to ja lecę. Daj znać, jak już będę mógł wrócić do domu.- zaśmiał się
-Andrzej nie przesadzaj. Przecież wcale nie musisz wychodzić z domu.
-Wiem, ale nie chcę Wam przeszkadzać. Pa Kocie.- powiedział i dał buziaka
-Pa Skarbie.- odpowiedziałam i Andrzej wyszedł z salonu, a ja poszłam do kuchni wstawić wodę na kawę albo herbatę.
-O cześć Ola. Natalka jest w salonie. Ja już lecę. Pa- usłyszałam z korytarza i tam też się udałam.
-Cześć Słońce- przywitałam się radośnie.
-Cześć Kochana- odpowiedziała Olka, nie tak radośnie jak ja.
-Dobra chodż do kuchni. Chcesz kawę, herbatę czy cokolwiek do picia?
-Może być herbata.
-Malinowa?
-Zgadza się.
Zrobiłam dwie herbaty i położyłam na talerzyku jakieś ciasta i postawiłam to wszystko na stole.
-Dobra teraz mów co się dzieje, bo że coś się dzieje to widzę.
-Pamiętasz jak wtedy do Was na parapetówkę miałam przyjść z chłopakiem?
-No pamiętam...
-No więc, dzień wcześniej dowiedziałam się, że mnie zdradza i to kurwa ze swoją sekretarką. Wywaliłam go z domu i postanowiłam, że nie będę myślała o tym skurwysynie. Kiedy jechałam do Was postanowiłam, że będę udawała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Alkohol, muzyka i Włodarczyk obok robiły swoje. Zapomniałam o wszystkim . Z resztą Ty doskonale o tym wiesz, bo zasnęłam u Was na kanapie. Ale wracając do tematu. Postanowiłam zemścić się na Kamilu i chyba zaczęłam jakoś tak uwodzić Wojtka. Skończyło się w tym pustym pokoju u Was na górze.
-Coo?- z wrażenia zakrztusiłam się herbatą.
-Tak, dobrze słyszysz zaliczyłam szybki numerek z Włodarczykiem, zaskoczyłam samą siebie, ale to przez te wszystkie emocje i alkohol. W każdym razie na jednorazowej przygodzie się nie skończyło. Przynajmniej dwa razy w tygodniu albo ja jechałam do niego do domu, albo on przyjeżdżał do mnie.
Na początku tamtego tygodnia czułam się strasznie postanowiłam pójść do lekarza, ale czas znalazłam dopiero w piątek. I...- nie dokończyła.
-I co? Co jest? Jesteś na coś chora?
-To raczej nie jest choroba- powiedziała i wyciągnęła z torebki zdjęcie USG.
-Na prawdę?
-Tak- odpowiedziała smutno
-Gratulacje Kochana- powiedziałam i podeszłam, żeby ją przytulić
-Olcia? To dziecko Wojtka, tak?
-Tak. To drugi miesiąc, a z nim sypiam od trzech.
-Wie?
-Nie, nie odzywałam się do niego od piątku.
-Dlaczego?
-Nie wiem jak mu to powiedzieć.
I w tym momencie wpadł do domu Andrzej z... Wojtkiem.
-Boże, dziewczyno co Ty wyprawiasz, nie dajesz znaku życia już trzeci dzień wiesz jak się o Ciebie martwiłem- zaczął Wojtek i przybiegł do Oli.
-Najlepiej prosto z mostu- powiedziałam cicho do Oli.
-Chodź Kochanie, niech sobie pogadają- powiedziałam do Andrzeja i pociągnęłam go na górę do sypialni.
-Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? Jak Wojtek się dowiedział, że Olka jest u nas w domu to o się tak podjarał, że nie wiem. Nie dało mu się nic wytłumaczyć. Musiałem go tu przywieźć.- zapytał Andrzej kiedy już byliśmy na górze.
-Otóż Mój Kochany moja przyjaciółka Aleksandra i Twój przyjaciel Wojciech od trzech miesięcy regularnie ze sobą sypiają.
-Są razem? Czy to tylko czysty seks?
-Chyba na początku miał być tylko seks, ale sądząc po tym, że Olcia jest w ciąży, a Wojtuś się zamartwiał jak nie dawała znaku życia to to już na pewno nie jest tylko seks.
-No pewnie tak.. Czekaj co? Olka jest w ciąży z Włodim
-Tak
-O kurwa to się porobiło.
-Dadzą sobie radę. Ja tam się cieszę.
-Czemu?
-Olcia jest w drugim miesiącu, a ja w czwartym. Dzieciaki będą praktycznie w tym samym wieku.
A jeszcze jak się okaże, że Karolowa Ola...- nie dokończyłam, bo skapnęłam się, ze się wygadałam
-Karolowa Ola co?
-Nic nic
-Natalia. Powiedz. Tamta też w ciąży- powiedział zdziwiony
-A obiecasz, że nie powiesz Karolowi?
-To kompletnie bezsensu, ale tak, obiecuję.
-No więc, to jeszcze nic pewnego, bo Ola na razie powiedziała, ze źle się czuje i ma tam jakieś przeczucia. Jutro do niej zadzwonię i się dowiem wszystkiego.
-Jak się okaże, że jest w ciąży to będziecie mogły jakieś przedszkole założyć.
-Pomyślimy Kochanie pomyślimy. Chodź zobaczymy może już sobie wyjaśnili.
Zeszliśmy na dół, a tam jak gdyby nigdy nic na kanapie siedzieli przytuleni nasi nowi zakochańce.
-I co?- zapytał Andrzej.
-Jeszcze się pytasz. Natalia i tak Ci pewnie zdała już relację, ale skoro już chcesz usłyszeć do od nas to BĘDZIEMY RODZICAMI. BĘDĘ TATUŚKIEM. Rozumiesz?
-Gratulacje -powiedzieliśmy i przytuliliśmy ich.
Potem usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Ola wtulona w Wojtka. Ja wtulona w Andrzeja.
-No Gołąbeczki, wybraliście już imię dla tego małego czy tam tej małej.- zapytał Wojtek
-Tych małych.- odpowiedzieliśmy razem.
-Jak to?- zapytała Ola
-No normalnie. Bliźniaki.
-O kurwa no tego bym się nie spodziewał. Gratuluję- powiedział Włodi.
-To jakie imiona?
-Oliwia i Antoś- powiedziałam
-Jak słodko. Bez żadnych problemów wybraliście imiona.
-Coś Ty. - zaśmiałam się i spojrzałam na Andrzeja
-Dobra cicho Ty tam. - powiedział Andrzej.
-Bez żadnych- powiedział do Oli
Koło 15 Włodarczki (chyba mogę już tak mówić) opuścili nasz dom, a ja postanowiłam zrobić coś do jedzenia. Postawiłam na szybkie klopsy w sosie pomidorowym z ryżem. Po obiedzie Andrzej pakował naczynia do zmywarki, a ja leżałam na kanapie. Po chwili Andrzej wylądował obok mnie.
-Kotek?
-Noom, co tam?
-Może pojechalibyśmy do manufaktury na jakieś zakupy dla małych?
-Chcesz? Już?
-No, a czemu nie?
-I tak od razu wszystkiego nie kupimy. Możemy się rozejrzeć.
-Jeśli chcesz to możemy, ale potrzebuję chwilkę
-Okej, nie ma sprawy.
Pobiegłam na górę i założyłam jasne jeansy, bluzę i żółte trampki, poprawiłam makijaż i ogarnęłam trochę włosy i byłam już gotowa.
W centrum handlowym chodziliśmy chyba po wszystkich możliwych sklepach z jakimiś rzeczami dla dzieci. Andrzej był w niebie.  Podobało mu się co drugie ubranko, wszystkie maskotki, jakieś wanienki, przybory. Najchętniej kupiłby wszystko. Co chwilę słyszałam KOCHANIE ZOBACZ JAKIE SŁODKIE.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim Andrzejem?- zapytałam za którymś razem.
-Co? O czym Ty mówisz?
-Zachowujesz się jak nie Ty. Ubranka, zabawki i wszystko inne takie piękne? Nigdy tak nie reagowałeś.
-Oj tam, bo ja już jestem myślami przy tym, że za kilka miesięcy w naszym domu już nie będzie ciszy i spokoju tylko  płacz i śmiech dzieci.
-Czyżby Kapitan Wrona się bał?- zapytałam i położyłam ręce na karku Andrzeja.
-Nigdy- powiedział i pocałował.
-Chodź jeszcze łóżeczka.
-Na łóżeczka chyba mamy jeszcze czas, co?
-To chociaż zobaczymy
No i poszliśmy pooglądać łóżeczka. Ale na oglądaniu się nie skończyło, bo "Wykupią wszystkie i gdzie nasze dzieci będą spały?" Tak tak nagle tyle dzieci się narodzi, że fabryki nie będą nadążały, żeby produkować. Wybraliśmy łóżeczka, potem poduszeczki materace i takie wszystkie inne. Jeden zestaw różowy dla Oliwci, drugi niebieski dla Antosia. Po tych jakże udanych zakupach mogliśmy wracać w końcu do domu.
-No dzieciaki Tatusiek nam już wariuje. Nie wiem co się będzie działo jak już przyjdziecie na świat- zaśmiałam się i pogłaskałam brzuch.
-Ej ni wariuje... No może trochę... Ale to przecież nie moja wina- powiedział i wsiedliśmy do auta.
W domu zanieśliśmy nie stop ANDRZEJ ZANIÓSŁ, BO MI NIE WOLNO wszystkie rzeczy do tego wolnego pokoju na górze.
-Andrzej zapomnieliśmy o czymś.
-O czym?- niemal krzyknął
-O kolorze ścian.
-Kurwa. Chodź jedziemy do sklepu.
-Teraz?
-No tak.
-Ale Andrzej. Dzisiaj będziesz malował.
-Dzisiaj nie... Jutro.
-Jesteś niemożliwy Ptaszku. Jedźmy- powiedziałam zabrałam torebkę i zeszłam na dół
W sklepie długo dyskutowaliśmy na temat kolorów. Niebieski czy różowy? Poszliśmy na kompromis i postawiliśmy na niebieski i różowy. Dwie ściany takie i dwie takie.
Koło 19 byliśmy w domu. Nie ma co jak na tyle chodzenia po sklepach to chyba i tak krótko.
Andrzej zajął się kolacją, a ja źle się poczułam i położyłam na kanapie. Po 10 minutach dostarczono mi talerz kanapek i herbatę malinową.
-Przepraszam Cię Kochanie, ale chyba nie dam rady zjeść.
-Co Ci jest?
-Nie wiem, po prostu źle się czuje i nie mogłabym nic przełknąć.
-To chociaż herbatę wypij.
-Dobrze Mamo.
-Ej! Martwię się o Ciebie. Martwię się o Was.
-Wiem Kochanie.
Resztę wieczoru spędziliśmy w salonie na kanapie, a potem grzecznie poszliśmy spać. Chyba już nie mogę się doczekać, aż urodzę. Cholernie się boję, gdybym mogła to chciałabym żeby to był już dziewiąty miesiąc i zbliżał się termin porodu. Ale cóż nie zawsze mamy to co chcemy. Trzeba trochę poczekać...

Siemaneczko. Czternastkę oddaję w Wasze ręce. Czyżby rodzinki zaczynały się powiększać? Wszystko na to wskazuje :)
Przepraszam, nie umiem chyba pisać jakichkolwiek komentarzy.
                                               KOMENTARZ=MOTYWACJA

poniedziałek, 22 czerwca 2015

XIII ROZDZIAŁ

Tydzień później...
Mój sen zaburzył budzik. Miałam wrażenie, że dzwoni tak głośno, że zaraz przyjdzie sąsiad i nas opieprzy za zbyt wczesną pobudkę, ale nic bardziej mylnego Andrzej spał obok dalej jak zabity. Jak widać głośny budzik był tylko dla mnie taki głośny.. Dzisiaj wyjątkowy dzień dla moich rodziców. 25 lat temu wstąpili w związek małżeński i tak trwają do dziś i mam nadzieję, że do końca świata. Usiadłam na łóżku i patrzyłam na śpiącego na brzuchu Andrzeja. Zaczęłam się zastanawiać czy my tyle ze sobą wytrzymamy, jak będzie wyglądało nasze życie kiedy już urodzę i takie tam.
-Dobra koniec tego myślenia- powiedziałam cicho i usiadłam na tyłku Andrzeja.
-Ptaszku. Wstajemy Kochanie- powiedziałam i zaczęłam całować lekko szyję, a potem plecy.
-Chodź tu do mnie- powiedział i przeciągnął tak, że leżałam obok niego.
-Śpij- powiedział i mocno przytulił.
Próbowałam się wydostać, ale nie mogłam się ruszyć.
-Kochanie. Ty chcesz spać? No szkoda... A miałam takie plany. Dobranoc- odpowiedziałam i zamknęłam oczy.
- Plany? Jakie?- od razu się rozbudził podniósł się i patrzył na mnie.
-Teraz już żadne. Chodź spać Ptaszku. Śpiący byłeś przed chwilą.
-Ojj już nie jestem. Poowiedz. - nalegał
Podniosłam się, usiadłam na mu na kolanach, ułożyłam głowę na ramieniu i tak sobie siedziałam.
-Miło się zaczyna- mruknął mi do ucha.
-Będzie jeszcze lepiej- szepnęłam mu do ucha.
On chyba jednak to inaczej zrozumiał i złapał moją twarz w ręce i zaczął namiętnie całował.
-Andrzej? - powiedziałam przerywając pocałunek
-Tak?
-Zapomniałeś gdzie dzisiaj jedziemy?
On tylko popatrzył na mnie podejrzanie.
-Rocznica ślubu moich rodziców. Jedziemy do Warszawy.
-A no tak- powiedział i przybił sobie face palma.
-No więc nie ma czasu na czułości. Idę zrobić śniadanko, a Ty możesz uprasować sobie koszulę i mi sukienkę. - powiedziałam i wstałam z łóżka w celu odnalezienia ubrań
-Yyyy Natalia?- powiedział i  złapał mnie za rękę
-Tak?
-A może ja zrobię śniadanie, a Ty uprasujesz?
-Nie bój się Kochany ubranka nie gryzą.
-Ale ja mogę pogryźć je.
-Wrony takie groźne? Może powinnam zacząć się bać?- powiedziałam i zarzuciłam ręce na jego kark.
-Tylko jakieś wyjątkowe gatunki. To jak?
-Herbatka malinowa, jajecznica ze szczypiorem i pomidorem.- powiedziałam z uśmiechem.
-Kapitan Wrona zgłasza gotowość do powierzonego mu zadania.- powiedział "niby"  poważnie
-Grzeczny Ptaszek- powiedziałam, stanęłam na palcach i pogładziłam po głowie.
Kapitan dał mi jeszcze buziaka i poszedł na dół, a ja do pralni i tam prasowałam ubrania.
Po 20 minutach uprasowana była Andrzeja niebieska koszula na długi rękaw i ciemne spodnie, które niby nie potrzebowały prasowania, a jednak potrzebowały oraz moja szara sukienka.
-Kochanie! Gotowe!- usłyszałam krzyk z dołu.
-Już idę, Kochanie- odpowiedziałam.
Kiedy schodziłam na dół poczułam, że tam jest strasznie zimno. No tak, czyżby Andrzej coś przypalił i musiał wywietrzyć dom? Zobaczyłam w salonie, że okno balkonowe jest otwarte zamknęłam je i zobaczyłam na kanapie jego klubową bluzę, podeszłam założyłam ją i udałam się do kuchni.
-Co już przypaliłeś?- zapytałam na wejściu
-Ej nie krzycz na mnie tak już od razu. To  był wypadek przy pracy.Zapatrzyłem się i jakoś tak samo wyszło.
-Dobrze już dobrze- podeszłam i dałam buziaka, a on mnie przytulił.
-Jedzmy już- powiedział.
-Skąd masz moją bluzę?- zapytał  z uśmiechem Andrzej kiedy jedliśmy
-W salonie leżała, a że Pan Wrona zapomniał o oknie w salonie i było mi zimno. Nie gniewasz się nie?
-No coś Ty? Na Ciebie się nie da.
W odpowiedzi posłałam mu tylko buziaka.
-O której jedziemy?- zapytał chowając  naczynia do zmywarki.
-No nie wiem Msza jest zamówiona na 12, ale musimy jeszcze zajechać, żeby kupić jakieś kwiatki.
-Dobra o 9 wyjedziemy to się powinniśmy wyrobić.
-To mamy jeszcze niecałą godzinę. Zajmuję łazienkę na górze- krzyknęłam i pobiegłam na górę.
Jednak Andrzej mnie dogonił.
-A może zajmiemy ją razem?
-O nie nie Kochanie. Wtedy potrzebowalibyśmy dużo więcej czasu, a niestety nie mamy wystarczająco dużo czasu.- powiedziałam i weszłam do łazienki.
W łazience, wzięłam szybki prysznic, umyłam, wysuszyłam i wyprostowałam włosy.  Okryta ręcznikiem wyszłam z łazienki. Tam zabrałam ubrania i  znowu wróciłam do łazienki. Przy zakładaniu sukienki potrzebowałam jednak pomocy.
-Andrzej!
Nic
-Kapitanie Wrona! Potrzebuję tu Pana- krzyknęłam już trochę głośniej
Po chwili Andrzej stał już obok mnie. Odkręciłam się do niego i wskazałam na suwak.
Andrzej zapiął sukienkę i pocałował w kark. A ja co? Od razu ciarki na całym ciele. Co nie uszło jego uwadze.
-Może jednak... się... trochę... spóźnimy?- powiedział pomiędzy pocałunkami w szyję
-Nie możemy...- powiedziałam resztkami zdrowego rozsądku
-No dobrze. A długo Ci się tu jeszcze zejdzie?
-Jeszcze tylko makijaż
-Dobrze to czekam na dole.- powiedział i wyszedł.
Andrzej wyszedł, a ja zaczęłam się malować. Nie chciałam przesadzić z makijażem, więc użyłam tylko jasnego podkładu, pudru, eyelinera, tuszu, błyszczyka. Wyszedł taki delikatny makijaż. Cel został osiągnięty. Złapałam jeszcze torebkę, sprawdziłam czy wszystko mam i zeszłam na dół. Stanęłam przed lustrem w korytarzu i się przeglądałam. Jak dobrze, że ostatnio na zakupach kupiłam już troszkę większych ubrań, bo nie da się ukryć brzuszek coraz większy. Dobrze, że rodzina poinformowana o mojej ciąży.  Jakiś miesiąc temu zaprosiliśmy nasze rodziny i wtedy im powiedzieliśmy. Trochę to był szok, ale chyba się wszyscy ucieszyli... Chyba... . Teraz tylko jeszcze większy szok, bo bliźniaki, ale dadzą rade. My daliśmy to oni też.
-Pięknie wyglądamy- powiedział Andrzej stając za mną.
-Razem- dokończyłam
-Co razem?
-No razem wyglądamy pięknie, oddzielnie to już niekoniecznie.
-No widzisz teraz musimy być już razem do końca świata.- zaśmiał się
Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w kierunku Warszawy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Pamiętam jak jeszcze rozmawiałam z Andrzejem o moim dzieciństwie, o rodzeństwie, rodzicach ogólnie o rodzinie, ale potem to urwał mi się film.
Nagle poczułam jak ktoś całuje moją dłoń.
-Kochanie idziesz ze mną wybrać kwiaty?- zapytał Andrzej kiedy otworzyłam oczy
-Już jesteśmy?
-Zajechałam do kwiaciarni, bo mówiłaś, że kupimy kwiaty, ale zaraz będziemy w kościele, bo może niecały kilometr stąd jest kościół. Co to idziemy?
-Tak- powiedziałam i wyszłam z samochodu.
Kupiliśmy bukiet składający się z 25-ciu czerwonych róż  i ruszyliśmy do kościoła. Po drodze oczywiście poprawiałam makijaż, bo lekko się rozmazałam jak spałam.
Przed kościołem nikogo nie zobaczyliśmy.
-Która godzina?- zapytałam
-11:55
-Dobra chodź. Pewnie wszyscy już są w środku.

Weszliśmy i usiedliśmy było tyle ludzi, że musieliśmy stać. Przez całą mszę nie widziałam nikogo z rodziny.  Dopiero na komunii zobaczyłam rodziców i rodzeństwo. Wyszliśmy z kościoła i czekaliśmy na rodzinkę. Po chwili wszyscy podeszli do nas i witali.
-Eeej przybyło Cie troszkę- powiedział na wstępie mój braciszek.
-Tak, też za Tobą tęskniłam- powiedziałam i podeszłam do niego i przytuliłam.
-A gdzie Julka?- zapytałam
-Toczy się- powiedział Rafał jej mąż
-Mama? Tata? A co Wy tutaj robicie?- zapytał Andrzej kiedy zobaczył swoich rodziców.
-No co? Nie cieszysz się, ze nas widzisz?- zapytał Pan Wrona
-Ciesze się- powiedział i się z nimi przywitał, a zaraz potem ja.

Wsiedliśmy wszyscy do samochodów i udaliśmy się do mojego rodzinnego domu. Okazało się, że nasi rodzice ostatnio bardzo się zaprzyjaźnili. Często się spotykają i spędzają razem czas. Przywitał nas Hugo. Mój Hugo.
-Chodź tu Mendo moja. Jak ja Cię dawno nie widziałam- powiedziałam i zaczęłam się w nim bawić
W domu pomagałam mamie w nakładaniu na półmiski jedzenia. Julkę wygoniłyśmy z kuchni. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęła rodzić w kuchni przez nas. Co chwilę ktoś się mnie wypytywał o ciąże. Jak znoszę i wgl- wszystko. Andrzej gdzieś tam się kręcił z innymi facetami. Jego pewnie wypytują o moje humorki. Ale przecież ostatnio to on strzelał fochy, a nie ja to może moje hormony przeszły na niego.

Zanim zaczęliśmy jeść przypomniało nam się, że nie daliśmy prezentu rodzicom. Andrzej pobiegł po kwiaty, a Konrad po nasz wspólny prezent dla rodziców, a mianowicie wielką antyramę z naszymi zdjęciami z dzieciństwa. Łzy w oczach obojga rodziców chyba najlepiej określają czy im się spodobało.
Przy posiłku znowu zaczął się temat ciąż.
-Julcia? Wybraliście już imię? - zapytała mama Andrzeja.
-Tak. Zuzia- odpowiedziała, a ja się tylko uśmiechnęłam.
-A Wy?- zwróciła się z tym samym pytaniem do nas.
-Oliwia- powiedział Andrzej
-Antoś- powiedziałam
-Jak rozumiem nie znacie jeszcze płci?
-Znamy- odpowiedzieliśmy
-Więc?- dopytywała moja mama
-Oliwia i Antoś- odpowiedzieliśmy razem
-Jezu! Bliźniaki?- krzyknęła moja mama
-Tak!- opowiedziałam i położyłam rękę na brzuchu, a Andrzej po chwili zrobił to samo.
-Gratulacje Córciu- powiedział tata, który chyba jako pierwszy przeżył pierwszy szok i przyszedł nas przytulić.
Po chwili wszyscy podchodzili do nas i gratulowali. Nie obeszłoby się bez komentarza mojego braciszka do Andrzeja typu "Postarałeś się bracie", ale to normalne  u niego.

Jeszcze przez godzinę siedzieliśmy i rozmawialiśmy na różne tematy.
-Andrzej? Pójdziesz ze mną na spacer?
-Coś się stało?- zapytał trochę za głośno, bo wszyscy się teraz na mnie patrzyli
-Nie tylko chcę się przewietrzyć
-Dobrze. Jeśli chcesz to oczywiście.
Wyszliśmy i chodziliśmy warszawskimi uliczkami. Po godzinie spacerku wróciliśmy do domu, jednak nie weszliśmy do środka, na dworze było ciepło, więc poszliśmy do ogrodu. Tam biegały dzieci. Usiedliśmy na huśtawce i zaraz podbiegli do nas Milenka i Michałek. Zadawali nam masę różnych pytań.
-Wujku? Zrobisz mi samolota?- powiedział Michaś
-Jasne Młody- odpowiedział.
Złapał Michasia i po chwili miał prawdziwą dwumetrową karuzelę,
-A na barana mogę?- krzyknął Młody
Andrzej nie udzielił odpowiedzi tylko postawił go na ziemi i poczekał chwilę, żeby mu się nie kręciło w głowie i po chwili Andrzej biegał po ogrodzie z małym bagażem.
-Ciociu ja też chcę- powiedziała Milenka, która nadal siedziała u mnie na kolanach.
-To leć do wujka. Albo poczekaj.
-Ej Wujek! Łap następne- powiedziałam, a Oni podbiegli do nas. Chociaż trudno mówić, żeby Michaś biegł.
-To łap tego.- posadził obok mnie Michasia i zabrał Milenkę.
-Karuzela czy baran?- zapytał małą
-To i to- skubana wie co dobre.
Po 10 minutach z domu wyszła Ewelina.
-Dzieci zamęczycie nam wujka i więcej z ciocią nie przyjedzie- krzyknęła z tarasu.
-Przyjedziesz? Prawda?- zaraz oboje krzyczeli a zmianę.
-Przyjadę przyjadę- powiedział i pogładził im głowy.
-Lody- krzyknęła moja mama
-Lody?- krzyknęły dzieci i ode razu pobiegły do domu.
-A Ty? Nie masz ochoty?- zapytał Andrzejek.
-Mam, ale tu tak fajnie, że nie chce mi się iść- powiedziałam.
-Okeej. Zrozumiałem. Zaraz wracam.- zaśmiał się
-Andrzej?
-Tak?
-Kocham Cię
-Ja Ciebie też. - powiedział i przyszedł zaraz z lodami.
-Nikt o nic nie pytał?- zapytałam
-Pytał, ale odpowiedz na wszystko brzmiała: ZACHCIANKI
-Ej. Nie mam zachcianek
-Nie? A może ogórka Ci przynieść?
-Chcesz sobie trochę pobyć w ciąży?
-Nie, nie
-No to siedź cicho
Zjedliśmy lody, a pudełeczka odstawiliśmy na mały stolik. Położyłam się (no prawie położyłam), tak, że głowę miałam na kolanach Andrzeja, a nogi na ziemi. Andrzej jedną ręką gładził mnie po głowie, a drugą trzymał na brzuchu.
-Dzieci biegną- zauważył Andrzej
-Przyzwyczajaj się- zaśmiałam się
Ku naszemu zdziwieniu dzieci nie chciały już robić z Mojego Andrzejka ich prywatnego Murzynka, tylko chcieli się razem z nami pohuśtać. Usiedliśmy tak, że dzieciaki siedziały pomiędzy nami.
Niestety niedługo nacieszyliśmy się ich obecnością, bo po chwili poszli pobawić się w piaskownicy.
-Myślisz, że nasze dzieci tez będą miały tyle energii?- zapytał
-Biorąc pod uwagę to, że wszystkie dzieci mają dużo energii oraz to, że Ty jesteś ich ojcem to tak będą miały dużo dużo mega dużo energii.
-Ej przecież ja spokojny chłopak jestem.
-No oczywiście, jakbym mogła sądzić inaczej?
-No i tak ma być.
Na moment zapadła cisza. Na moment dosłownie, bo Andrzej zaczął mnie lekko miziać po żebrach, potem to lekkie mizianie przeszło w łaskotanie.
-Eej! Zostaw!- powiedziałam i wstałam
-Przecież nic Ci nie robię.- tłumaczył się i również wstał.
Zaczęłam powoli się cofać, jednak Andrzej robił to samo.
-Nawet. Się. Nie. Waż. - ostrzegłam
-Przecież nic Ci nie robię- powtórzył
-Nic?
-Nic.
-To czemu idziesz za mną?
-Bo dopiero zamierzam coś Ci zrobić- powiedział wziął mnie na ręce.
-Jak chcesz komuś zrobić karuzelę to dzieci są tam powiedziałam i wskazałam na piaskownicę.
-O karuzela. Dobry pomysł.
-Co nie. Błagam nieeeeee- krzyczałam, ale już było za późno.
-Proszę zostaw mnie. Jutro na zrobię śniadanie- krzyknęłam - pomogło.
Stałam na własnych nogach.
-A co?
-Nic.
-Nic? No to masz- powiedział i zaczął łaskotać. Zgięłam się wpół, żeby jakoś mu przeszkodzić, ale to nic nie dało.
Nagle przebiegł Hugo i zaczął ciągnąć Andrzeja za nogawki.
-Grzeczny Piesek- zaśmiałam się.
-Dobrze tym razem daję Ci wolność, ale policzymy się w domu. Tam nie będzie miał kto Cię uratować.
-Grozisz?
-Ostrzegam- powiedział i pocałował w usta.
-Wiedziałem, że tak to się skończy. To jest fuuuu. Oni się liżą- usłyszeliśmy Michasia, przerwaliśmy pocałunek i spojrzeliśmy na taras, skąd dochodził głos.Dopiero teraz zobaczyłam, że wszyscy stoją i się na nas patrzą.
-Mam rozumieć, że wszyscy tu staliście i nikt nie raczył mi pomóc?
-Przecież Hugo Ci pomógł. Jak usłyszał Twój coraz to głośniejszy krzyk to niestety nie dał się utrzymać dłużej.
-Dobra chodźcie do środka.
Weszliśmy i rozmawialiśmy wszyscy razem przy stole.
-To co ja idę rozpalać już grilla, co?- zapytał tata
-Grilla?
-A tak, jak Was nie było to postanowiliśmy zrobić grilla, ładna pogoda jest, ciepło, a na grilla coś się znajdzie, więc czemu nie?
-No dobra, jak chcecie.
Andrzej poszedł razem z facetami rozpalać grilla. Już ja widzę to zbiorowe rozpalanie. Będzie jak zwykle. Jeden robi pięciu patrzy. Ja zaś poszłam do kuchni z resztą kobiet. Tam pomagałam w przygotowywaniu wszystkiego. Okazało się, że w lodówce jest sporo CZEGOŚ NA GRILLA. Nawet skrzydełka się znalazły. Coś mi się wydaje, że to było już wcześniej zaplanowanie, ale okeej. Po godzinie mięso się piekło, a my rozstawialiśmy meble ogrodowe. Andrzej stał przy grillu. Podeszłam do niego od tyłu.
-Co tam robisz, kochanie?
-Żarełko, a Ty co tam robiłaś? - odwrócił się do mnie i przytulił.
-Żarełko, ale w sumie to plotki, ploteczki, plotunie. Już wiem kto z kim i dlaczego- zaśmiałam się.
-No to ciekawie przynajmniej. Ja to się dowiedziałem, że niegrzeczna byłaś mała.
-Ja? Niegrzeczna?
-No tak, a kto bił STARSZE rodzeństwo?
-Ejj mam pogadać sobie z Twoja mamą o Twoim dzieciństwie?
-Dobra, dobra już pożartować nie można.
-Kotek?
-Tak?
-Spalisz nam żarełko- powiedziałam spokojnie
-Cholera. - powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
-Ejj! Ty oszustko.
-Jak oszustko? No już dobre jest przecież.
-A wiesz, że chyba tak?
-Wiem wiem.
Resztę wieczoru spędziliśmy na dole. Siedziałam na huśtawce wtulona w Andrzeja.
-A może zostaniecie u nas do jutra?- zaproponowała mama
-Nie, nie chcemy robić problemu- powiedział Andrzej.
-Może jednak? Już się i ta ciemno zrobiło, a po ciemku to niebezpiecznie przecież.
-Mamoooo, daj spokój- powiedziałam
-No co mama prawdę mówi.  Przecież Twój pokój stoi pusty.
-Co myślisz?- zapytałam Andrzeja
-No nie wiem, mam jutro siłownię o 11, ale jak zadzwonię to może uda mi się namówić trenera, żeby odpuścił mi jutro- odpowiedział z uśmiechem.
-To zadzwoń do niego i zobaczymy co powie
-Ok. Idę zadzwonić.
-A Ty ciociu nie dzwonisz do trenera? - zapytała Milenka
-Ja trenera nie mam. Ja mam szefa, ale już nie muszę dzwonić, żeby załatwić wolne- powiedziałam
-Zwolnili Cię?- zapytał Konrad
-Nie, tylko jak byłam u lekarza to powiedział, ze wyniki nie są idealne i że może lepiej, gdybym sobie odpuściła już pracę. No i takim o to sposobem siedzę w domu do samego porodu no i  trooche dłużej.
-Będziesz obiadki Andrzejowi gotowała przynajmniej
-Dobra, chciałem zwolnienie z jednego treningu, a mam cały dzień wolny.
-Brawo Ty- powiedziałam i ponownie się wtuliłam w Andrzeja

Było już po 22, a my dalej siedzieliśmy przy grillu, który już się nie palił, ale to szczegół. Milenka zasnęła Andrzejowi na kolanach, a mi Michaś.
-Może my zaniesiemy dzieciaki do ich pokoju, co?- zaproponowałam
-Nie no co Ty Michał jest za ciężki.Nie możesz się przemęczać. Ja go zaniosę. - powiedział Konrad i  delikatnie zabrał ode mnie chłopca wyciągnął  ręce do Andrzeja w celu zabrania od niego Milenki
-Spokojnie, ja w ciąży nie jestem to poradzę sobie.- zaśmiał się
-No dobra- odpowiedział mu tym samym Konrad
-Ja to już chyba padam- powiedziała Julka
Julka z Rafałem poszli do swojego pokoju, a ja poszłam do mojego po jakąś bluzę.
Kiedy wróciłam mama już zbierała naczynia.
-A gdzie rodzice Andrzeja?- zapytałam
-W sensie Twoi Teściowie? - zaśmiała się Ewelina
-No tak- odpowiedziałam niepewnie
-Pojechali już do domu
Właśnie wnosiłam talerzyki do domu kiedy z góry schodził Andrzej.
-Zadanie wykonane. Dzieciaki śpią- powiedział dumny
-Brawo Ty
-Daj to, Ty niegrzeczna Ty- powiedział i zabrał mi talerzyki i zaniósł do kuchni.
I tak tez było ze wszystkim co przynosiłam do domu. Łapał w połowie drogi i zabierał. Zabierał niby, żebym się nie przemęczała, ale to ja wychodziłam na dwór, gdzie było zimno, a on sobie chodził w cieplutkim domciu.
Po sprzątaniu powiedziałam tylko rodzicom i poszłam na górę, Andrzej rozmawiał z tatą w salonie. Nie chciałam im przeszkadzać i poszłam wziąć prysznic. Na Andrzeja wpadłam jak wychodziłam z łazienki.
-Wiesz, Kochanie, Twój tata ma bardzo dobre nalewki- powiedział
-Piłeś?
-Tylko kieliszek jakiejś czerwonej albo różowej
-Idź pod prysznic i mnie nie denerwuj
Poszłam do pokoju i pościeliłam nam łóżko. Położyłam się i nie zdążyłam zasnąć, bo do pokoju.
-Kochanie> Jesteś zła?
-Nie
-Przecież widzę.
-Chodź spać
-Wiesz, że nieładnie tak odmawiać przyszłemu teściowi, nie?
-Dobra cicho już. Grunt, że nie śmierdzisz alkoholem.
-Też Cie kocham
Nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy wtuleni w siebie.

Dzień dobry! Oddaję trzynastkę w Wasze ręce. Komentujcie. Pochwała, a jeszcze krytyka to już w ogóle mile widziane. Nic tak nie motywuje jak komentowanie. Do następnego :* 

środa, 17 czerwca 2015

XII ROZDZIAŁ

-Andrzej... My...- jakoś nie mogłam znaleźć słów i po prostu podałam mu zdjęcie z USG.
-Natalia, ja nic z tego nie rozumiem.
-Będziemy podwójnymi rodzicami...- wydusiłam z siebie w końcu.
-... chłopiec i dziewczynka.- dodałam.
-Boże, na prawdę? - powiedział podszedł i mega mocno przytulił.
-Nie płacz. Poradzimy sobie.
-Kochanie jest jeszcze jedna sprawa, bo ciąża jest zagrożona- powiedziałam i znowu się rozpłakałam
-Zagrożona?- zapytał lekko poddenerwowany
-Tak, tzn. tak nie do końca. Dzieci się rozwijają dobrze tylko moje wyniki nie są takie jakie powinny być. Nie mogę już pracować.
-Kochanie, może to wszystko przez tą przeprowadzkę, stresy i w ogóle, teraz jak nie będziesz chodziła już do pracy to wszystko się ułoży. Będę dbał o Was. Pamiętaj.
-Pamiętam.
Andrzej mnie pocałował i wyszliśmy z przychodni. Postanowiliśmy jechać jeszcze na zakupy.
-Natalia?- zapytał i lekko szturchnął w ramię
-Tak?-  odpowiedziałam i zorientowałam się, że nie siedzi obok mnie tylko stoi obok drzwi pasażera.
-Dobrze się czujesz? Jesteśmy już na miejscu. Mówię do Ciebie, a Ty nie reagujesz.
-Przepraszam Kochanie, po prostu się zamyśliłam... dosyć mocno się zamyśliłam.
-Chodź tu. Zamienimy się- powiedział i podał mi rękę, żebym wstała. Andrzej usiadł na moim miejscu i posadził mnie sobie na kolanach. Zamknął drzwi i powiedział.
-Kocie, nie możesz się tak zamartwiać. Poradzimy sobie.
-Ptaszku proszę Cię jak ja się dowiedziałam o jednym to byłam przerażona, a teraz dwójka? Przecież ja się nie znam na opiece nad dziećmi. O dzieciach wiem tyle co czasem braciszek podrzucił mi  dzieci jak chcieli gdzieś się wyrwać. A tu nagle dwójka? Boję się, Andrzej. Cholernie się boję.
-Kochanie ja też nie miałem z dziećmi dłuższego kontaktu, no chyba, że liczy się czasem pól dnia ze Staśkiem, ale zobaczysz poradzimy sobie. Zawsze możemy zadzwonić po dziadków- zaśmiał się
-Masz rację- powiedziałam i pocałowałam.
-Widzicie? Na świat przyjdziecie za 5 miesięcy, a mamusia i tatuś już się o Was martwią- powiedział i pocałował brzuszek
Wyszliśmy z samochodu i weszliśmy do sklepu. W sklepie poczułam chęć na coś słodkiego. Nie patrzyłam gdzie jest Andrzej tylko poszłam po potrzebne składniki, bo postanowiłam, że zrobię ciasto.
-Zachcianki?
-Tak, nic nie mów i o nic nie pytaj, błagam.
-Dobrze doobrze- podniósł ręce w geście obrony.
Chodziłam pomiędzy pólkami i co chwilę widziałam coś na co miałabym ochotę, ale nie chciałam przesadzić, więc powiedziałam, że mam już wszystko. Zapłaciliśmy i udaliśmy się do auta.
-Ja wcale nie mam zachcianek- powiedział cicho w samochodzie.
-Eeeej to nie moja wina.
-No przecież nic nie mówię
-Jedźmy już.
W domu kiedy Andrzej rozpakowywał zakupy, weszłam do kuchni i przyczepiłam zdjęcie USG na lodówkę. Stałam przez chwilę i przyglądałam się. Andrzej skończył rozpakowywać zakupy, stanął za mną i mocno przytulił.
-Poradzimy sobie Kocie- powiedział i położył ręce na brzuchu.
-We dwójkę na pewno- stanęłam do niego przodem i mocno przytuliłam.
Zabraliśmy się za przygotowanie obiadu. Kiedy zapiekanka się piekła ja zabrałam się za pieczenie ciasta, a Andrzeja poprosiłam, żeby wyszedł z kuchni, bo jak on będzie stał obok i się przyglądał to na pewno się nie uda. Jednak tak jak myślałam długo nie wytrzymał i już po kilku minutach stał obok mnie.
-Andrzej! No proszę Cie! Nie będzie ciasta.
-Ale ja chce Ci tylko pomóc- powiedział, stanął za mną przytulił i pocałował w szyję.
-Pomóc czy przeszkodzić?
-Pomóc- szepnął seksownym głosem.
-No to obierz jabłka. Tylko nie zrób sobie krzywdy- odkręciłam się i 'pogroziłam' mu placem.
-Dobrze dooobbrze.
Zaczęłam ugniatać ciasto, lecz pomyślałam, ze czemu ja mam sie męczyć z ciastem jak równie dobrze może zrobić to Andrzej tymi swoimi wielkimi rękami.
-Kochaniee? Mógłbyś?
-Jeeeny myślałem, że nigdy się już nie zapytasz- powiedział jakiś takie podekscytowany (?)
-Spokojne Ptaszku to tylko wyrabianie ciasta
-Tylko? Jak się spierdzieli to to z ciasta nici.
-Dobrze dobrze. Pracuj tymi łapkami.
Włączyłam radio i zajęłam się jabłkami, których Andrzej nie skończył obierać. Po chwili już ciasto było gotowe do pieczenia. W tym momencie cieszyłam się z ogromnej kuchni, w której były dwa piekarniki. W jednym piekła się zapiekanka, a w drugiej ciasto. Posprzątaliśmy trochę w kuchni i nasz obiad był już gotowy. Po obiedzie poszliśmy do salonu wtuleni w siebie oglądaliśmy jakieś dziwne seriale.
-Kotek? - zaczął Andrzej
-Tak?
-Czujesz?
-Co?
-Spalenizna jakaś.
-O kurwa.
Zerwałam się i szybko pobiegłam do kuchni. Tam zobaczyłam, że ciasto jest już gotowe, ale się nie spaliło. Zobaczyłam, że Andrzej dalej siedzi na kanapie i się śmieje.
-O Ptaszku chcesz się tak bawić?- powiedziałam cicho.
-Andrzej! Andrzej! Chodź tu szybko!- krzyknęłam i oparłam się o blat.
-Kurwa Co  Ci się stało?- podbiegł szybko do mnie
-Słabo mi- wydusiłam
On szybko mi podał szklankę wody. Napiłam się jej  i już nie mogłam wytrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Chodź zaniosę Cię na balkon.
-Do salonu, tam się położę i mi przejdzie.
Andrzej spełnił moją prośbę. Kiedy kładł mnie na kanapę przychylił się i ja wtedy złapałam go za kark, oplotłam nogami biodra i przygryzłam ucho.
-Eej!
-No co?
-Oszukałaś mnie?!- bardziej stwierdził niż zapytał.
-Niee no co Ty?!- prychnęłam z uśmiechem
-O Ty mała moja oszustko- powiedział i rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.
-Eeej Ty też mnie oszukałeś.
-Ja? Kiedy? No Kotek. Nie mógłbym.
-Taaa jasne. A ta 'spalenizna'?
-Oj tam ooj tam- powiedział i zaczął mnie całować.
Jego ręce były wszędzie. Kiedy ściągałam jego koszulkę rozległ się dzwonek do drzwi.
-Noosz kurwa- jęknął
-Ptaszku idź otworzysz?
-Otworze Kotek, ale zaraz wrócę i dokończymy.
Po chwili usłyszałam jak wita się z kimś. Poszłam zobaczyć kto nas odwiedził.
-Ooo Cześć- powiedziałam i podeszłam do Oli i Karola, żeby przywitać się buziakiem.
-Cześć Nacia- odpowiedzieli razem
Spojrzałam tylko na Andrzeja a on na mnie, bo ostatnio  go opieprzałam jak mówił do mnie NATALKA, a ja wprost tego nienawidzę.
-Co jest?!- zapytał Karol
-Nic nic.  Chodźcie. Macie szczęście, bo upiekłam ciasto.
-Ciastooo?- powiedział jak zahipnotyzowany Karol
-Tak ciasto ciasto. Od kiedy w NATALCE siedzi nasz Skarb, a właściwie to Skarby to zawsze coś dobrego w domku jest.- specjalnie zaakcentował NATALCE, żeby sprawdzić czy się zdenerwuję.
-A no tak... Czekajcie czekajcie. Skarby? Że liczba mnoga?- zapytała Ola
-Dokładnie- odpowiedzieliśmy oboje.
-No to w takim razie podwójne gratulacje Słodziaki- krzyknął Karol i podeszli do nas i zrobiliśmy mega przytulasa.
-Siadajcie, a ja pójdę ukroić ciasta.
-Pomogę Ci- zaoferowała się Ola
W kuchni miło nam się rozmawiało, nagle zobaczyłam jak dziewczyna długo się przygląda zdjęciu USG.
-Ola? Coś nie tak?
-Wszystko dobrze.
-Na pewno?
-Tak... Nie
-Co jest?
-No, bo ja chyba też...
-Jesteś w ciąży?
-Nie wiem, dzisiaj rano miałam mdłości, okres mi się spóźnia i jakieś takie dziwne przeczucia mam.
-Jak rozumiem nie robiłaś testu?
-Jeszcze nie
-Chcesz tego dziecka?
-Natalia, ja nie wiem nie myślałam o tym. Nie wiem czy Karol chce.
-Eej nie martw się na zapas. Ja też nie chciałam zostać już teraz matką, a tu patrz bliźniaki w zestawie dostaliśmy. No uśmiech i nie martw się już.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że potrafisz sprowadzić mnie na ziemię.
-Nie ma za co Kochana, w sumie jeszcze kilka miesięcy temu nie powiedziałabym Ci tego, ale chyba ta ciąża mnie zmieniła.
Blondynka przytuliła mnie, zabrałyśmy pokrojone ciasto, kawę i herbatę i poszłyśmy do chłopaków.
-Co tak długo, Natalko?- zapytał Andrzej.
On to robi specjalnie, wie, że nie lubię jak ktoś tak się do mnie zwraca i to perfidnie wykorzystuje. Cwaniak.
-Trzeba było przyjść i nam pomóc Andrzejku
Rozmawialiśmy o wszystkim, no oprócz ciąży Olki, ale nawet nie ma pewności, że ona istnieje.
-Wybraliście imię, a raczej imiona?- zapytał Karol
-Nie- odpowiedzieliśmy zgodnie
-Eeee tam na pewno coś tam już myśleliście.
-Nooo dobra to będzie dziewczynka- Zuzia, a chłopczyk- Antoś.- odpowiedziałam
-Co? Czemu?- zapytał Andrzej
-Co? Co czemu??
-No dlaczego akurat Zuzia i Antoś
-No, a czemu nie?
-No, bo ja chce Oliwię i Filipa.
-Ja noszę. Ja urodzę. Ja mam pierwszeństwo co do wyboru imion.
-Czyli ja nie mam nic do gadania?
-Yyyy nie
-Pff foch..
-Dobra doobra- odpowiedziałam i zajęłam się dalszą rozmową z Olką i Karolem.
Koło 20 stwierdzili, że muszą się już zbierać, a Andrzej nadal siedział obrażony  na mnie.
-Zrób coś z nim, bo widać, że na serio strzelił focha- powiedział Karol na ucho  kiedy szliśmy do drzwi
-Spokojnie, jakoś sobie poradzę
-W to nie wątpię- odpowiedział i puścił mi oczko.
-No to cześć
-Cześć cześć- odpowiedzieliśmy i Kłosiki opuścili nasz dom, a ja zamknęłam drzwi na klucz.
Bez słowa poszłam do salonu i zaczęłam zbierać brudne naczynia. Andrzej nawet też zabrał szklanki i ruszył z nimi do kuchni. Nie odzywałam się. Wiedziałam, że on odezwie się pierwszy.
Kiedy już włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki poszłam do salonu, Andrzeja tam nie było. Nie zamierzałam go szukać. Oglądałam jakiś durny serial, kiedy przyszedł Szanowny Pan i  stanął tym samym zasłaniając mi telewizor.
-Możesz odejść? Oglądam, a Ty mi przeszkadzasz.
-Eeej no co jest? Co Ty taka obrażona?
-Ja obrażona? Przecież to Ty strzeliłeś focha.
-Ojj to było tak na niby.
-Przez kilka godzin? No spoko. Możesz przejść?
-Mogę.
Podszedł do kanapy i usiadł obok mnie. Po chwili wciągnął mnie na swoje kolana.
-Andrzej,  nie mam ochoty- powiedziałam kiedy zaczął całować moja szyję
-Ale ja chcę porozmawiać.
-To rozmawiajmy.
Założyłam ręce na klatkę piersiową i patrzyłam na niego.
-Więc...?- niecierpliwiłam się
-Więc przemyślałem sobie wszystko i może pójdziemy na mały kompromis?
-Jaki kompromis?
-No, że ja wybiorę imię dla dziewczynki, a Ty dla chłopca, albo ja dla chłopca, a Ty dla dziewczynki.
-Zgoda, to ja wybieram dla chłopca, więc będzie Antoś, a dziewczynka?
-Oliwia, no przecież.
-Zgoda- powiedziałam i wystawiłam rękę do niego.
-Zgoda- powiedział, podał mi rękę i pociągnął na siebie. Po chwili leżeliśmy na kanapie wtuleni w siebie.
-Może pójdziemy spać?- zaproponował
-Więc chodźmy- powiedziałam i wstałam i chciałam już iść, ale straciłam grunt pod nogami.
-Eeej!
-No co? Muszę Ci jakoś wynagrodzić tego focha
-A kto się za nas wykąpie?- powiedziałam kiedy staliśmy już pod drzwiami do sypialni
-Okeej. Idziemy się kąpać.
Więc zostałam przetransportowana do łazienki. Nasz kąpiel trwała pewnie jakąs godzinę i to była bardzo miła kąpiel.
-Eeej no, a gdzie moja piżamka?
-Dla mnie możesz iść bez.
-Pfff zapomnij Ptaszku- powiedziałam, okryłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
Tam się przebrałam w piżamkę. Kiedy zakładałam koszulkę wszedł do sypialni Andrzej
-Piękna jesteś, wiesz?
-Taa wiem wiem. Piękna ciężarówka- powiedziałam i rozmasowałam brzuch.
-Moja ciężarówka- powiedział, uklęknął i zaczął gadać do brzucha.
-Oliwcia! Antoś! Słyszycie?! Tatuś mówi! Bądźcie tam grzeczni, a najlepiej to nie róbcie tak, żeby mamusia się złościła na tatusia, dobrze? Tatuś Was Kocha. Niedługo tu do nas przyjdziecie. Zobaczycie jak tu u nas fajnie.- powiedział, a ja się wzruszyłam.
-Kocham Cię! Będziesz idealnym tatusiem!
-Ja Ciebie też kocham! A Ty będziesz idealną mamusią.
Pocałowałam go i mocno przytuliłam. Położyliśmy się i wtuleni w siebie zasnęliśmy.

Siemanko! Witam Was po długiej nieobecności (znowu). Mam nadzieję, że będę dodawała rozdziały w miarę regularnie, bo szkoła już całkiem niedługo się kończy, więc czasu będzie coraz więcej.  Co do rozdziału to mam wrażenie, że jestem chyba zbyt przewidywalna. Może czas to zmienić i czymś Was zaskoczyć? Do następnego ;)