poniedziałek, 22 czerwca 2015

XIII ROZDZIAŁ

Tydzień później...
Mój sen zaburzył budzik. Miałam wrażenie, że dzwoni tak głośno, że zaraz przyjdzie sąsiad i nas opieprzy za zbyt wczesną pobudkę, ale nic bardziej mylnego Andrzej spał obok dalej jak zabity. Jak widać głośny budzik był tylko dla mnie taki głośny.. Dzisiaj wyjątkowy dzień dla moich rodziców. 25 lat temu wstąpili w związek małżeński i tak trwają do dziś i mam nadzieję, że do końca świata. Usiadłam na łóżku i patrzyłam na śpiącego na brzuchu Andrzeja. Zaczęłam się zastanawiać czy my tyle ze sobą wytrzymamy, jak będzie wyglądało nasze życie kiedy już urodzę i takie tam.
-Dobra koniec tego myślenia- powiedziałam cicho i usiadłam na tyłku Andrzeja.
-Ptaszku. Wstajemy Kochanie- powiedziałam i zaczęłam całować lekko szyję, a potem plecy.
-Chodź tu do mnie- powiedział i przeciągnął tak, że leżałam obok niego.
-Śpij- powiedział i mocno przytulił.
Próbowałam się wydostać, ale nie mogłam się ruszyć.
-Kochanie. Ty chcesz spać? No szkoda... A miałam takie plany. Dobranoc- odpowiedziałam i zamknęłam oczy.
- Plany? Jakie?- od razu się rozbudził podniósł się i patrzył na mnie.
-Teraz już żadne. Chodź spać Ptaszku. Śpiący byłeś przed chwilą.
-Ojj już nie jestem. Poowiedz. - nalegał
Podniosłam się, usiadłam na mu na kolanach, ułożyłam głowę na ramieniu i tak sobie siedziałam.
-Miło się zaczyna- mruknął mi do ucha.
-Będzie jeszcze lepiej- szepnęłam mu do ucha.
On chyba jednak to inaczej zrozumiał i złapał moją twarz w ręce i zaczął namiętnie całował.
-Andrzej? - powiedziałam przerywając pocałunek
-Tak?
-Zapomniałeś gdzie dzisiaj jedziemy?
On tylko popatrzył na mnie podejrzanie.
-Rocznica ślubu moich rodziców. Jedziemy do Warszawy.
-A no tak- powiedział i przybił sobie face palma.
-No więc nie ma czasu na czułości. Idę zrobić śniadanko, a Ty możesz uprasować sobie koszulę i mi sukienkę. - powiedziałam i wstałam z łóżka w celu odnalezienia ubrań
-Yyyy Natalia?- powiedział i  złapał mnie za rękę
-Tak?
-A może ja zrobię śniadanie, a Ty uprasujesz?
-Nie bój się Kochany ubranka nie gryzą.
-Ale ja mogę pogryźć je.
-Wrony takie groźne? Może powinnam zacząć się bać?- powiedziałam i zarzuciłam ręce na jego kark.
-Tylko jakieś wyjątkowe gatunki. To jak?
-Herbatka malinowa, jajecznica ze szczypiorem i pomidorem.- powiedziałam z uśmiechem.
-Kapitan Wrona zgłasza gotowość do powierzonego mu zadania.- powiedział "niby"  poważnie
-Grzeczny Ptaszek- powiedziałam, stanęłam na palcach i pogładziłam po głowie.
Kapitan dał mi jeszcze buziaka i poszedł na dół, a ja do pralni i tam prasowałam ubrania.
Po 20 minutach uprasowana była Andrzeja niebieska koszula na długi rękaw i ciemne spodnie, które niby nie potrzebowały prasowania, a jednak potrzebowały oraz moja szara sukienka.
-Kochanie! Gotowe!- usłyszałam krzyk z dołu.
-Już idę, Kochanie- odpowiedziałam.
Kiedy schodziłam na dół poczułam, że tam jest strasznie zimno. No tak, czyżby Andrzej coś przypalił i musiał wywietrzyć dom? Zobaczyłam w salonie, że okno balkonowe jest otwarte zamknęłam je i zobaczyłam na kanapie jego klubową bluzę, podeszłam założyłam ją i udałam się do kuchni.
-Co już przypaliłeś?- zapytałam na wejściu
-Ej nie krzycz na mnie tak już od razu. To  był wypadek przy pracy.Zapatrzyłem się i jakoś tak samo wyszło.
-Dobrze już dobrze- podeszłam i dałam buziaka, a on mnie przytulił.
-Jedzmy już- powiedział.
-Skąd masz moją bluzę?- zapytał  z uśmiechem Andrzej kiedy jedliśmy
-W salonie leżała, a że Pan Wrona zapomniał o oknie w salonie i było mi zimno. Nie gniewasz się nie?
-No coś Ty? Na Ciebie się nie da.
W odpowiedzi posłałam mu tylko buziaka.
-O której jedziemy?- zapytał chowając  naczynia do zmywarki.
-No nie wiem Msza jest zamówiona na 12, ale musimy jeszcze zajechać, żeby kupić jakieś kwiatki.
-Dobra o 9 wyjedziemy to się powinniśmy wyrobić.
-To mamy jeszcze niecałą godzinę. Zajmuję łazienkę na górze- krzyknęłam i pobiegłam na górę.
Jednak Andrzej mnie dogonił.
-A może zajmiemy ją razem?
-O nie nie Kochanie. Wtedy potrzebowalibyśmy dużo więcej czasu, a niestety nie mamy wystarczająco dużo czasu.- powiedziałam i weszłam do łazienki.
W łazience, wzięłam szybki prysznic, umyłam, wysuszyłam i wyprostowałam włosy.  Okryta ręcznikiem wyszłam z łazienki. Tam zabrałam ubrania i  znowu wróciłam do łazienki. Przy zakładaniu sukienki potrzebowałam jednak pomocy.
-Andrzej!
Nic
-Kapitanie Wrona! Potrzebuję tu Pana- krzyknęłam już trochę głośniej
Po chwili Andrzej stał już obok mnie. Odkręciłam się do niego i wskazałam na suwak.
Andrzej zapiął sukienkę i pocałował w kark. A ja co? Od razu ciarki na całym ciele. Co nie uszło jego uwadze.
-Może jednak... się... trochę... spóźnimy?- powiedział pomiędzy pocałunkami w szyję
-Nie możemy...- powiedziałam resztkami zdrowego rozsądku
-No dobrze. A długo Ci się tu jeszcze zejdzie?
-Jeszcze tylko makijaż
-Dobrze to czekam na dole.- powiedział i wyszedł.
Andrzej wyszedł, a ja zaczęłam się malować. Nie chciałam przesadzić z makijażem, więc użyłam tylko jasnego podkładu, pudru, eyelinera, tuszu, błyszczyka. Wyszedł taki delikatny makijaż. Cel został osiągnięty. Złapałam jeszcze torebkę, sprawdziłam czy wszystko mam i zeszłam na dół. Stanęłam przed lustrem w korytarzu i się przeglądałam. Jak dobrze, że ostatnio na zakupach kupiłam już troszkę większych ubrań, bo nie da się ukryć brzuszek coraz większy. Dobrze, że rodzina poinformowana o mojej ciąży.  Jakiś miesiąc temu zaprosiliśmy nasze rodziny i wtedy im powiedzieliśmy. Trochę to był szok, ale chyba się wszyscy ucieszyli... Chyba... . Teraz tylko jeszcze większy szok, bo bliźniaki, ale dadzą rade. My daliśmy to oni też.
-Pięknie wyglądamy- powiedział Andrzej stając za mną.
-Razem- dokończyłam
-Co razem?
-No razem wyglądamy pięknie, oddzielnie to już niekoniecznie.
-No widzisz teraz musimy być już razem do końca świata.- zaśmiał się
Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w kierunku Warszawy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Pamiętam jak jeszcze rozmawiałam z Andrzejem o moim dzieciństwie, o rodzeństwie, rodzicach ogólnie o rodzinie, ale potem to urwał mi się film.
Nagle poczułam jak ktoś całuje moją dłoń.
-Kochanie idziesz ze mną wybrać kwiaty?- zapytał Andrzej kiedy otworzyłam oczy
-Już jesteśmy?
-Zajechałam do kwiaciarni, bo mówiłaś, że kupimy kwiaty, ale zaraz będziemy w kościele, bo może niecały kilometr stąd jest kościół. Co to idziemy?
-Tak- powiedziałam i wyszłam z samochodu.
Kupiliśmy bukiet składający się z 25-ciu czerwonych róż  i ruszyliśmy do kościoła. Po drodze oczywiście poprawiałam makijaż, bo lekko się rozmazałam jak spałam.
Przed kościołem nikogo nie zobaczyliśmy.
-Która godzina?- zapytałam
-11:55
-Dobra chodź. Pewnie wszyscy już są w środku.

Weszliśmy i usiedliśmy było tyle ludzi, że musieliśmy stać. Przez całą mszę nie widziałam nikogo z rodziny.  Dopiero na komunii zobaczyłam rodziców i rodzeństwo. Wyszliśmy z kościoła i czekaliśmy na rodzinkę. Po chwili wszyscy podeszli do nas i witali.
-Eeej przybyło Cie troszkę- powiedział na wstępie mój braciszek.
-Tak, też za Tobą tęskniłam- powiedziałam i podeszłam do niego i przytuliłam.
-A gdzie Julka?- zapytałam
-Toczy się- powiedział Rafał jej mąż
-Mama? Tata? A co Wy tutaj robicie?- zapytał Andrzej kiedy zobaczył swoich rodziców.
-No co? Nie cieszysz się, ze nas widzisz?- zapytał Pan Wrona
-Ciesze się- powiedział i się z nimi przywitał, a zaraz potem ja.

Wsiedliśmy wszyscy do samochodów i udaliśmy się do mojego rodzinnego domu. Okazało się, że nasi rodzice ostatnio bardzo się zaprzyjaźnili. Często się spotykają i spędzają razem czas. Przywitał nas Hugo. Mój Hugo.
-Chodź tu Mendo moja. Jak ja Cię dawno nie widziałam- powiedziałam i zaczęłam się w nim bawić
W domu pomagałam mamie w nakładaniu na półmiski jedzenia. Julkę wygoniłyśmy z kuchni. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęła rodzić w kuchni przez nas. Co chwilę ktoś się mnie wypytywał o ciąże. Jak znoszę i wgl- wszystko. Andrzej gdzieś tam się kręcił z innymi facetami. Jego pewnie wypytują o moje humorki. Ale przecież ostatnio to on strzelał fochy, a nie ja to może moje hormony przeszły na niego.

Zanim zaczęliśmy jeść przypomniało nam się, że nie daliśmy prezentu rodzicom. Andrzej pobiegł po kwiaty, a Konrad po nasz wspólny prezent dla rodziców, a mianowicie wielką antyramę z naszymi zdjęciami z dzieciństwa. Łzy w oczach obojga rodziców chyba najlepiej określają czy im się spodobało.
Przy posiłku znowu zaczął się temat ciąż.
-Julcia? Wybraliście już imię? - zapytała mama Andrzeja.
-Tak. Zuzia- odpowiedziała, a ja się tylko uśmiechnęłam.
-A Wy?- zwróciła się z tym samym pytaniem do nas.
-Oliwia- powiedział Andrzej
-Antoś- powiedziałam
-Jak rozumiem nie znacie jeszcze płci?
-Znamy- odpowiedzieliśmy
-Więc?- dopytywała moja mama
-Oliwia i Antoś- odpowiedzieliśmy razem
-Jezu! Bliźniaki?- krzyknęła moja mama
-Tak!- opowiedziałam i położyłam rękę na brzuchu, a Andrzej po chwili zrobił to samo.
-Gratulacje Córciu- powiedział tata, który chyba jako pierwszy przeżył pierwszy szok i przyszedł nas przytulić.
Po chwili wszyscy podchodzili do nas i gratulowali. Nie obeszłoby się bez komentarza mojego braciszka do Andrzeja typu "Postarałeś się bracie", ale to normalne  u niego.

Jeszcze przez godzinę siedzieliśmy i rozmawialiśmy na różne tematy.
-Andrzej? Pójdziesz ze mną na spacer?
-Coś się stało?- zapytał trochę za głośno, bo wszyscy się teraz na mnie patrzyli
-Nie tylko chcę się przewietrzyć
-Dobrze. Jeśli chcesz to oczywiście.
Wyszliśmy i chodziliśmy warszawskimi uliczkami. Po godzinie spacerku wróciliśmy do domu, jednak nie weszliśmy do środka, na dworze było ciepło, więc poszliśmy do ogrodu. Tam biegały dzieci. Usiedliśmy na huśtawce i zaraz podbiegli do nas Milenka i Michałek. Zadawali nam masę różnych pytań.
-Wujku? Zrobisz mi samolota?- powiedział Michaś
-Jasne Młody- odpowiedział.
Złapał Michasia i po chwili miał prawdziwą dwumetrową karuzelę,
-A na barana mogę?- krzyknął Młody
Andrzej nie udzielił odpowiedzi tylko postawił go na ziemi i poczekał chwilę, żeby mu się nie kręciło w głowie i po chwili Andrzej biegał po ogrodzie z małym bagażem.
-Ciociu ja też chcę- powiedziała Milenka, która nadal siedziała u mnie na kolanach.
-To leć do wujka. Albo poczekaj.
-Ej Wujek! Łap następne- powiedziałam, a Oni podbiegli do nas. Chociaż trudno mówić, żeby Michaś biegł.
-To łap tego.- posadził obok mnie Michasia i zabrał Milenkę.
-Karuzela czy baran?- zapytał małą
-To i to- skubana wie co dobre.
Po 10 minutach z domu wyszła Ewelina.
-Dzieci zamęczycie nam wujka i więcej z ciocią nie przyjedzie- krzyknęła z tarasu.
-Przyjedziesz? Prawda?- zaraz oboje krzyczeli a zmianę.
-Przyjadę przyjadę- powiedział i pogładził im głowy.
-Lody- krzyknęła moja mama
-Lody?- krzyknęły dzieci i ode razu pobiegły do domu.
-A Ty? Nie masz ochoty?- zapytał Andrzejek.
-Mam, ale tu tak fajnie, że nie chce mi się iść- powiedziałam.
-Okeej. Zrozumiałem. Zaraz wracam.- zaśmiał się
-Andrzej?
-Tak?
-Kocham Cię
-Ja Ciebie też. - powiedział i przyszedł zaraz z lodami.
-Nikt o nic nie pytał?- zapytałam
-Pytał, ale odpowiedz na wszystko brzmiała: ZACHCIANKI
-Ej. Nie mam zachcianek
-Nie? A może ogórka Ci przynieść?
-Chcesz sobie trochę pobyć w ciąży?
-Nie, nie
-No to siedź cicho
Zjedliśmy lody, a pudełeczka odstawiliśmy na mały stolik. Położyłam się (no prawie położyłam), tak, że głowę miałam na kolanach Andrzeja, a nogi na ziemi. Andrzej jedną ręką gładził mnie po głowie, a drugą trzymał na brzuchu.
-Dzieci biegną- zauważył Andrzej
-Przyzwyczajaj się- zaśmiałam się
Ku naszemu zdziwieniu dzieci nie chciały już robić z Mojego Andrzejka ich prywatnego Murzynka, tylko chcieli się razem z nami pohuśtać. Usiedliśmy tak, że dzieciaki siedziały pomiędzy nami.
Niestety niedługo nacieszyliśmy się ich obecnością, bo po chwili poszli pobawić się w piaskownicy.
-Myślisz, że nasze dzieci tez będą miały tyle energii?- zapytał
-Biorąc pod uwagę to, że wszystkie dzieci mają dużo energii oraz to, że Ty jesteś ich ojcem to tak będą miały dużo dużo mega dużo energii.
-Ej przecież ja spokojny chłopak jestem.
-No oczywiście, jakbym mogła sądzić inaczej?
-No i tak ma być.
Na moment zapadła cisza. Na moment dosłownie, bo Andrzej zaczął mnie lekko miziać po żebrach, potem to lekkie mizianie przeszło w łaskotanie.
-Eej! Zostaw!- powiedziałam i wstałam
-Przecież nic Ci nie robię.- tłumaczył się i również wstał.
Zaczęłam powoli się cofać, jednak Andrzej robił to samo.
-Nawet. Się. Nie. Waż. - ostrzegłam
-Przecież nic Ci nie robię- powtórzył
-Nic?
-Nic.
-To czemu idziesz za mną?
-Bo dopiero zamierzam coś Ci zrobić- powiedział wziął mnie na ręce.
-Jak chcesz komuś zrobić karuzelę to dzieci są tam powiedziałam i wskazałam na piaskownicę.
-O karuzela. Dobry pomysł.
-Co nie. Błagam nieeeeee- krzyczałam, ale już było za późno.
-Proszę zostaw mnie. Jutro na zrobię śniadanie- krzyknęłam - pomogło.
Stałam na własnych nogach.
-A co?
-Nic.
-Nic? No to masz- powiedział i zaczął łaskotać. Zgięłam się wpół, żeby jakoś mu przeszkodzić, ale to nic nie dało.
Nagle przebiegł Hugo i zaczął ciągnąć Andrzeja za nogawki.
-Grzeczny Piesek- zaśmiałam się.
-Dobrze tym razem daję Ci wolność, ale policzymy się w domu. Tam nie będzie miał kto Cię uratować.
-Grozisz?
-Ostrzegam- powiedział i pocałował w usta.
-Wiedziałem, że tak to się skończy. To jest fuuuu. Oni się liżą- usłyszeliśmy Michasia, przerwaliśmy pocałunek i spojrzeliśmy na taras, skąd dochodził głos.Dopiero teraz zobaczyłam, że wszyscy stoją i się na nas patrzą.
-Mam rozumieć, że wszyscy tu staliście i nikt nie raczył mi pomóc?
-Przecież Hugo Ci pomógł. Jak usłyszał Twój coraz to głośniejszy krzyk to niestety nie dał się utrzymać dłużej.
-Dobra chodźcie do środka.
Weszliśmy i rozmawialiśmy wszyscy razem przy stole.
-To co ja idę rozpalać już grilla, co?- zapytał tata
-Grilla?
-A tak, jak Was nie było to postanowiliśmy zrobić grilla, ładna pogoda jest, ciepło, a na grilla coś się znajdzie, więc czemu nie?
-No dobra, jak chcecie.
Andrzej poszedł razem z facetami rozpalać grilla. Już ja widzę to zbiorowe rozpalanie. Będzie jak zwykle. Jeden robi pięciu patrzy. Ja zaś poszłam do kuchni z resztą kobiet. Tam pomagałam w przygotowywaniu wszystkiego. Okazało się, że w lodówce jest sporo CZEGOŚ NA GRILLA. Nawet skrzydełka się znalazły. Coś mi się wydaje, że to było już wcześniej zaplanowanie, ale okeej. Po godzinie mięso się piekło, a my rozstawialiśmy meble ogrodowe. Andrzej stał przy grillu. Podeszłam do niego od tyłu.
-Co tam robisz, kochanie?
-Żarełko, a Ty co tam robiłaś? - odwrócił się do mnie i przytulił.
-Żarełko, ale w sumie to plotki, ploteczki, plotunie. Już wiem kto z kim i dlaczego- zaśmiałam się.
-No to ciekawie przynajmniej. Ja to się dowiedziałem, że niegrzeczna byłaś mała.
-Ja? Niegrzeczna?
-No tak, a kto bił STARSZE rodzeństwo?
-Ejj mam pogadać sobie z Twoja mamą o Twoim dzieciństwie?
-Dobra, dobra już pożartować nie można.
-Kotek?
-Tak?
-Spalisz nam żarełko- powiedziałam spokojnie
-Cholera. - powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
-Ejj! Ty oszustko.
-Jak oszustko? No już dobre jest przecież.
-A wiesz, że chyba tak?
-Wiem wiem.
Resztę wieczoru spędziliśmy na dole. Siedziałam na huśtawce wtulona w Andrzeja.
-A może zostaniecie u nas do jutra?- zaproponowała mama
-Nie, nie chcemy robić problemu- powiedział Andrzej.
-Może jednak? Już się i ta ciemno zrobiło, a po ciemku to niebezpiecznie przecież.
-Mamoooo, daj spokój- powiedziałam
-No co mama prawdę mówi.  Przecież Twój pokój stoi pusty.
-Co myślisz?- zapytałam Andrzeja
-No nie wiem, mam jutro siłownię o 11, ale jak zadzwonię to może uda mi się namówić trenera, żeby odpuścił mi jutro- odpowiedział z uśmiechem.
-To zadzwoń do niego i zobaczymy co powie
-Ok. Idę zadzwonić.
-A Ty ciociu nie dzwonisz do trenera? - zapytała Milenka
-Ja trenera nie mam. Ja mam szefa, ale już nie muszę dzwonić, żeby załatwić wolne- powiedziałam
-Zwolnili Cię?- zapytał Konrad
-Nie, tylko jak byłam u lekarza to powiedział, ze wyniki nie są idealne i że może lepiej, gdybym sobie odpuściła już pracę. No i takim o to sposobem siedzę w domu do samego porodu no i  trooche dłużej.
-Będziesz obiadki Andrzejowi gotowała przynajmniej
-Dobra, chciałem zwolnienie z jednego treningu, a mam cały dzień wolny.
-Brawo Ty- powiedziałam i ponownie się wtuliłam w Andrzeja

Było już po 22, a my dalej siedzieliśmy przy grillu, który już się nie palił, ale to szczegół. Milenka zasnęła Andrzejowi na kolanach, a mi Michaś.
-Może my zaniesiemy dzieciaki do ich pokoju, co?- zaproponowałam
-Nie no co Ty Michał jest za ciężki.Nie możesz się przemęczać. Ja go zaniosę. - powiedział Konrad i  delikatnie zabrał ode mnie chłopca wyciągnął  ręce do Andrzeja w celu zabrania od niego Milenki
-Spokojnie, ja w ciąży nie jestem to poradzę sobie.- zaśmiał się
-No dobra- odpowiedział mu tym samym Konrad
-Ja to już chyba padam- powiedziała Julka
Julka z Rafałem poszli do swojego pokoju, a ja poszłam do mojego po jakąś bluzę.
Kiedy wróciłam mama już zbierała naczynia.
-A gdzie rodzice Andrzeja?- zapytałam
-W sensie Twoi Teściowie? - zaśmiała się Ewelina
-No tak- odpowiedziałam niepewnie
-Pojechali już do domu
Właśnie wnosiłam talerzyki do domu kiedy z góry schodził Andrzej.
-Zadanie wykonane. Dzieciaki śpią- powiedział dumny
-Brawo Ty
-Daj to, Ty niegrzeczna Ty- powiedział i zabrał mi talerzyki i zaniósł do kuchni.
I tak tez było ze wszystkim co przynosiłam do domu. Łapał w połowie drogi i zabierał. Zabierał niby, żebym się nie przemęczała, ale to ja wychodziłam na dwór, gdzie było zimno, a on sobie chodził w cieplutkim domciu.
Po sprzątaniu powiedziałam tylko rodzicom i poszłam na górę, Andrzej rozmawiał z tatą w salonie. Nie chciałam im przeszkadzać i poszłam wziąć prysznic. Na Andrzeja wpadłam jak wychodziłam z łazienki.
-Wiesz, Kochanie, Twój tata ma bardzo dobre nalewki- powiedział
-Piłeś?
-Tylko kieliszek jakiejś czerwonej albo różowej
-Idź pod prysznic i mnie nie denerwuj
Poszłam do pokoju i pościeliłam nam łóżko. Położyłam się i nie zdążyłam zasnąć, bo do pokoju.
-Kochanie> Jesteś zła?
-Nie
-Przecież widzę.
-Chodź spać
-Wiesz, że nieładnie tak odmawiać przyszłemu teściowi, nie?
-Dobra cicho już. Grunt, że nie śmierdzisz alkoholem.
-Też Cie kocham
Nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy wtuleni w siebie.

Dzień dobry! Oddaję trzynastkę w Wasze ręce. Komentujcie. Pochwała, a jeszcze krytyka to już w ogóle mile widziane. Nic tak nie motywuje jak komentowanie. Do następnego :* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz