Sierpień
Czas Ligi Światowej, a potem przygotowań do Igrzysk minął praktycznie niezauważalnie. Oprócz tego, że ja wyglądam jak jedna wielka ciężarówka, a Andrzej wypadł z kadry to nic się u nas takiego nie działo. Jesteśmy już całkowicie gotowi na przyjście na świat naszych Małych Skarbów. Czy było mi szkoda Andrzeja? Oczywiście, że tak. Wiem, że bardzo się starał, ale pomimo to cieszę się, że jak urodzę to nie będę sama i On mi pomoże. Chodzę coraz bardziej poddenerwowana, a termin dopiero za 2 tygodnie. Najchętniej pojechałabym już dzisiaj szpitala i kazałabym im wszystkim zrobić coś, żebym już urodziła, ale nie można przecież mieć wszystkiego...
-Kochanie wstawaj- usłyszałam cichy szept Andrzeja.
-Jeszcze 5 minut.- wymruczałam
-No dobrze, jak chcesz, ale za 5 minut to naleśniki będą zimne.
No i nagle poczułam, że jestem głodna.
-Naleśniki?- powiedziałam i powoli się podniosłam, bo szybciej to już nie mogę.
-Smacznego- powiedział i pocałował w policzek, a ja w odpowiedzi zrobiłam to samo.
-Kochanie, bo ja na chwilkę muszę wyjść do klubu.
-Jasne, leć - uśmiechnęłam się.
-Ale nie chce zostawiać Ciebie samej, może chcesz iść ze mną
-Andrzej, proszę Cię, nie dramatyzuj. Ciąża to nie choroba. Termin mam za dwa tygodnie. Na treningi też mnie będziesz zabierał?
-Ale...
-Nawet mnie nie denerwuj już. Idź.
-Przepraszam- powiedział i lekko pocałował w ramię i wtedy ta chwilowa złość minęła.
-Dobra, już jest okej, ale już tak nie panikuj, proszę Cie.
-Postaram się. To idę. Za godzinę powinienem być.
-Pa.
Zjadłam do końca śniadanie. Odniosłam naczynia i poszłam się ogarnąć do łazienki. Potem poszłam do pokoju dla Dzieci. Usiadłam na fotelu i zaczęłam tak po prostu siedzieć i patrzeć na łóżeczka i inne meble i przedmioty i lekko gładzić brzuch.
Po kilkunastu minutach wstałam i poszłam na dół. W salonie poczułam skurcze.
Usiadłam na krześle. jednak nadal byłam spokojna. Kiedy odeszły mi wody, zaczęłam się denerwować. Wzięłam telefon i próbowałam dodzwonić się do Andrzeja, ale jak na złość nie miał zasięgu.
Postanowiłam sama jechać do szpitala. Wstałam i powoli ruszyłam w stronę korytarza, bo tam stała już od tygodnia przygotowana torba. Otworzyłam drzwi i wyszłam na dwór. Kiedy zamykałam na klucz usłyszałam jak ktoś podjeżdża pod dom. Odwróciłam się, ale to nie był Andrzej. Kolejny skurcz, tym razem mocniejszy. Skuliłam się, żeby jakoś go załagodzić.
-Natalia?! Co się dzieje? - usłyszałam jak przyszła Włodarczykowa krzyczy.
-To już!
-Już?! Gdzie Andrzej? Dobra, nie ważne. Chodź. Jedziemy do szpitala. Sama chciałaś jechać?
Jednak już jej nie odpowiedziałam. Skupiłam się na tym, żeby oddychać, oddychać i oddychać.
Po 15 minutach byłyśmy pod szpitalem. Ola zadzwoniła w czasie drogi, że wiezie rodzącą i przed szpitalem czekała pielęgniarka z wózkiem.
-Zadzwoń do Andrzeja- powiedziałam jeszcze do Oli i zawieziono mnie do jakiejś sali.
Położono mnie na łóżku przyszedł mój lekarz i zaczął badać. Okazało się, że jest jeszcze za wcześnie i trzeba czekać nawet kilka godzin. Do sali wpadł zdyszany Andrzej.
-Boże, Natalia, Kochanie.
-Andrzej, nie denerwuj mnie, siedź tu i daj mi rękę.
On mnie mocno ścisnął. Siedział obok mnie. Co chwilę słyszałam, że będzie dobrze.
Potem już czułam tylko ból. Badali mnie. W ogóle nie słyszałam co oni do mnie mówili. Słyszałam tylko słowa lekarza: ZACZYNAMY.
Potem już tylko krzyk, ból i namawianie mnie do jeszcze większego wysiłku. Andrzejowi to chyba zmiażdżyłam rękę.
Chyba minęła wieczność... Kiedy w końcu usłyszałam krzyk pierwszego dziecka. Nie dane mi było się nim nacieszyć, bo jeszcze jedno nadal było w środku. Chciałam jak najszybciej mieć przy sobie moje Skarby. Nie miałam już kompletnie siły, ale dałam radę. Straciłam rachubę czas, ale w końcu upragniony dźwięk, czyli głośny płacz drugiego dziecka. Po chwili podano nam Nasze Skarby.
Patrzyły się na nas swoimi cudownymi, dużymi, ciemnymi oczami. Nie mogłam nic powiedzieć tylko się popłakałam ze szczęścia. Andrzej też uronił kilka łez. Pielęgniarki zabrali nam znowu Dzieci.
Przytuliłam się do Andrzeja.
-Kocham Cię- wyszeptałam
-Ja Ciebie też i dziękuję, że dałaś mi takie Skarby
-To nie tylko moja zasługa. Też się przyczyniłeś, ale to ostatni raz. No chyba, że Ty urodzisz następne.
-Pożyjemy, zobaczymy- powiedział i mocno przytulił.
Po chwili zostałam przetransportowana na inną salę. Potem pielęgniarka przyniosła do nas Oliwię i Antosia, żebym je nakarmiła. Dowiedziałam się, że oboje ważą po 2,6kg i mają po 50cm wzrostu. Oliwka przyszła na świat o 19:52, a Antoś o 20:02. Te Małe Skarby są cudowne. Trochę marudziły, ale potem ja wzięłam Antosia na ręce, a Andrzej Oliwcie i były grzeczne. Po kilku minutach na rękach zasnęły. Pielęgniarka zabrała je na salę dla noworodków, a ja byłam strasznie zmęczona.
-Andrzej, idź już do domu. Odpocznij.
-Wiem, wiem, zaraz pójdę, ale nie chcę Cię zostawić samej.
-Znowu zaczynasz? Proszę Cię..- i nie dał mi dokończyć tylko zamknął mi usta pocałunkiem.
-Już Cię nie denerwuję. Przyjdę jutro. Kocham Cię
-Ja Ciebie też.
Andrzej wyszedł, a ja zasnęłam.
Rano obudziła mnie pielęgniarka, bo musiałam nakarmić dzieci. Najpierw Oliwka, a potem Antoś. Zaraz potem przyszedł mój lekarz i powiedział, że już dzisiaj możemy wracać do domu, tylko muszę poczekać na wypis. Zadzwoniłam do Andrzejka.
-Cześć Skarbie
-Witam moje Skarby- usłyszałam tylko już nie w słuchawce, a za plecami.
Dałam mu buziaka i wróciłam do dzieci, bo leżały grzecznie na łóżku i obserwowały wszystko dookoła.
-Cudowne są- szepnął mi do ucha.
-Po rodzicach. Przywiozłeś nosidełka?
-Tak, tak. Tylko zostawiłem w samochodzie. Zaraz wracam.
Andrzej wyszedł, a ja zaczęłam przebierać przebierać Oliwkę i w między czasie obserwować Antosia
Kiedy Oliwka miała już na sobie nowe ubranka, przyszedł Andrzej. Wziął na ręce Malutką, a ja przebrałam Antosia. Patrzyłam jak Andrzej patrzy na Oliwcię. Chyba już wiem, kto będzie oczkiem w głowie tatusia.
-Dzień Dobry- wszedł ponownie lekarz.
-Dzień Dobry- odpowiedział Andrzej (ja już mu mówiłam)
-Proszę oto Pani wypis.
-Dziękuję bardzo.
-Proszę bardzo. Życzę dużo zdrowia i cierpliwości no i co, powodzenia.
-Dziękujemy.
-Do widzenia.
-Do widzenia.
Spakowałam wszystkie rzeczy i zapięłam Dzieci w nosidełkach. Andrzej się bał, ale spokojnie niedługo zacznę go wdrążać w życie przy maluchach.
Podziękowałam jeszcze pielęgniarkom i wyszliśmy ze szpitala. Andrzej niósł Dzieci, a ja torbę.
Usiadłam z tyłu z Dziećmi i ruszyliśmy w stronę domu.
-Musimy zadzwonić do rodziców.
-Spokojnie, już zadzwoniłem.
Po kilkunastu minutach byliśmy już pod domem. Zobaczyłam dwa samochody pod domem.
-Kto to?- zapytałam
-Jak zadzwoniłem do naszych rodziców, to nie szło ich namówić, żeby dzisiaj nie przyjeżdżali zobaczyć Wnuków, przepraszam, wiem, że jesteś zmęczona.
-Żartujesz? Pomogą nam trochę- uśmiechnęłam się.
Delikatnie dopięłam pasy, Andrzej wziął nosidełka, a ja moje torby.
Weszliśmy do domu, a ja od razu poczułam zapach obiadu. Od razu przywitały nas nasze mamy.
-O Boże Natalko, moja Kochana- zaczęła moja mama i mnie mocno przytuliła.
Zaraz potem mama Andrzeja.
-Jakie Kochane Małe Szkraby- powiedziała mama Andrzeja.
Jedna wzięła Oliwkę, a druga Antosia i poszliśmy do salonu, gdzie czekali już nasi ojcowie.
Nasi Rodzice zaczęli zabawiać się Bliźniakami, a my usiedliśmy na kanapie i im się przyglądaliśmy.
Pytali mnie o wszystko co działo się w szpitalu.
Mama Andrzeja powiedziała, że obiad już jest gotowy, ale ja postanowiłam najpierw nakarmić Oliwkę i Antosia, a potem uspać, bo zaczęli robić się trochę marudni.
Andrzej zabrał Antosia, a ja Oliwkę i poszliśmy na górę.
Przewinięte, nakarmione i śpiące zostawiliśmy w ich pokoju. Zostawiliśmy otwarte drzwi, żebyśmy słyszeli jakby któreś się obudziło. Musimy kupić elektroniczną nianię albo coś takiego, bo zapomnieliśmy.
Zeszliśmy na dół.
Zjedliśmy obiad i siedzieliśmy razem z rodzicami w salonie.
Usłyszałam płacz, któregoś dziecka.
-Możemy iść z Tobą?- zapytały mamy.
-Oczywiście, że tak. Przy bliźniakach każda para rąk jest potrzebna.
Kiedy przebierałam Antosia, babcie zabawiały Oliwkę, a potem się zamieniłyśmy.
Zeszliśmy na dół z Maleństwami. Dziadkowie przejęli całkowicie inicjatywę, a my mieliśmy odpoczywać.
Koło 18 po 15-minutowym wałkowaniu tego samego tematu, jakim był CZY PORADZIMY SOBIE I CZY MOŻE KTÓRAŚ BABCIA ZOSTANIE Z NAMI. Rodzice i zarazem świeżo upieczeni dziadkowie wrócili do siebie do domów, a my zostaliśmy z naszymi Skarbami, które leżą i błyszczą swoją cudownością.
Nie chciałam kłaść ich już spać, więc położyłam Bliźniaki na naszym ogromnym łóżku i z jednej strony położyłam się ja, a z drugiej Andrzej. Leżeliśmy i tak po prostu podziwialiśmy Nasze Cuda.
-Postaraliśmy się. - powiedziałam
-No tak, wiem zdolny jestem.
-Ej jeszcze wczoraj to była moja zasługa, potem wspólna, a teraz Twoja?- udałam oburzenie.
-Dobra, dobra. Razem- powiedział i posłał buziaka w powietrzu, bo pomiędzy nami były Bliźniaki.
-A właśnie, bo Rodzice przywieźli prezenty dla Małych, tylko z tego zachwytu zapomnieli ich dać i stoją na korytarzu.
-Dobrze, dobrze, potem zobaczę.
Koło 20 Andrzej został z Małymi, a ja poszłam przygotować kąpiel i wszystko co może się przydać.
Najpierw ja wykąpałam Antosia, a Andrzej trzymał na rękach Oliwkę i ją zabawiał. Potem ja owinęłam Antosia w ręczniczek, a Andrzej kąpał Oliwkę. Strasznie panikował, że sobie nie poradzi albo boi się, że zrobi Małej krzywdę, ale poradził sobie wspaniale. Ja tylko lekko go instruowałam. Po kąpieli poszliśmy do sypialni.
-Dobra to przebierz Małego, a potem przebierzesz Małą- stwierdził
-No chyba sobie żartujesz. Ja przebieram Małego owszem, a Ty Małą.
-Ale...
-Poradzisz sobie.
Przebraliśmy ich na łóżku, więc Andrzej był koło mnie i robił to samo co ja. Poradził sobie. Niech mi spróbuje jeszcze kiedyś powiedzieć, ze czegoś nie potrafi zrobić.
Nakarmiłam Dzieci i razem ich usypialiśmy. Po 30-u minutach Bliźniaki słodko spały w swoich łóżeczkach.
-To co idziemy się kąpać?
-Razem?
-Yhyyym.
-Zapomnij, a jak się obudzą to co?
-No dobrze, to zmykaj do łazienki.
Poszłam się wykąpać, a zaraz po mnie łazienkę zajął Andrzej. Byłam tak zmęczona, że weszłam jeszcze do Dzieciaków, ale spokojnie spały, więc zostawiłam otwarte drzwi i poszłam do sypialni. Od razu położyłam się na łóżku. Czułam jak materac się ugina pod ciężarem Andrzeja.
-Zostawiłeś otwarte drzwi?- wymruczałam prawie śpiąc.
-Tak, śpij dobrze Kochanie.
-Kocham Cię
-Ja Ciebie też- powiedział i pocałował
No i zasnęłam ze świadomością, że nieraz w nocy będę musiała wstać do Dzieci.
JESTEM! WRÓCIŁAM! TROCHĘ MNIE TU NIE BYŁO... ZRESZTĄ ZNOWU...
PRZEPRASZAM.
KOMENTUJCIE! :)